Rozdział 18


Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. Chciałam znać odpowiedzi na miliony pytań. Jednak co mogę zrobić? Chyba jedynie stamtąd uciec, ale nie wiem gdzie. Moje połamane serce nie wiedziało co robić. Z jednej strony wilkołaki i Aleks, a z drugiej Peter. To wszystko się strasznie różniło. Ale co działo się z Sarą? Zupełny bez sens. Przecież była ze mną. Z resztą Peter też i co? Boże, ile pytań w sekundę.
- Masz rację, My Lady dużo tych pytań… - powiedział nie oczekiwanie Aleks.
- Zostaw mnie! – Zaczęłam krzyczeć.
Nic potem nie odpowiedział. Miałam jedynie ochotę uciec od tych fałszywych wampirów. Ciekawość jednak nie dała mi spokoju, i zaczęłam się zastanawiać co z Sarą. Może coś jej zrobił albo, zabił. Po prostu urwał głowę, i tyle.
-Raczej wątpię. Nie miałem powodów do jej zabicia. Przyprowadziła mi ciebie, zostawiła i uciekła. Naprawdę nie miałem powodów do takiej kary – odpowiedział z szyderczym śmiechem. – Peter. Mógłbym Cię prosić?
Musiałam puścić swojego chłopaka, i oddać go Aleksowi. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Gdy chłopak wyszedł, z wampirem usiadłam na lodowatym murku. Co tutaj się działo? Czyli, Sara od początku wiedziała co …co on chciał zrobić i nic na to nie poradziła. Jędza…po prostu nic innego mi nie przychodzi do głowy. Ale co dziwniejsze, Aleks wiedział gdzie ona jest i jej nie zabrał. To nie ma sensu. Nic nie ma racjonalnego wyjaśnienia. Wystarczy uśmiechnąć się i udawać że wszystko jest OKEJ. Ale naprawdę, w środku krwawić i płakać. Nie ! Ja taka nie chcę być. Wstałam i zaczęłam kopać w gruby skamieniały mur. Piszczałam, po prostu chciałam się wyżyć, a nic innego mi nie przyszło do głowy.
- Dlaczego? – płakałam i zbierałam całą swoją odwagę.
Nie wiele jednak z niej jeszcze zostało. Czułam jakbym traciła wszystko po kolei i nic z tym nie dałoby się zrobić. To po prostu najgorsze uczucie.
- Alice, teraz twoja kolej. – zawołał wampir stojący w drzwiach.
Ku mojemu zaskoczeniu, nie był to Pet. Ale jeden z służących Aleksa. Ciekawe gdzie Peter. Może Aleks go wypuścił, czy coś. Szliśmy przez dość długi i ciemny korytarz. Przez malutkie okienka można było dostrzec trawę i kwiaty, jak z łąki. Jednak w zamku, wampirów musiało być ciemno. Nie każdy wampir potrafi odpowiednio ochronić się przed słonecznym światłem, jak ja czy reszta moich znajomych. Nie rozmawiałam przez całą tą podróż przez korytarz ze sługą. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Wiedziałam, że mnie jako hybrydy nie da się zabić, ale jednak wolałam nie ryzykować. Nareszcie doszliśmy do wielkich szklanych, przyciemnianych drzwi. Tajemniczy wampir trzy razy, uderzył kołatką i wszedł do środka. W koncie stał Aleks. Kiedy mnie zobaczył zapalił świecę i rzucił na środek Sali.
- CO TY ROBISZ ? – zawołałam, po czym zobaczyłam w kącie porozrywane ciało Petera i Sary. Mnie też czekał taki los?

2000 :D

Hmm.. może dla was to nie jest wiele, ale dla mnie tak.
Tak szczerze tym razem, chcę podziękować.. wszystkim. Dosłownie.
Tym.. co czekają na więcej rozdziałów, żeby móc czytać więcej (...) ,
tym co czytają na bierząco,
Tym co komentują,
tym  co tylko i wyłącznie spamują..


Mimo wszystko dajecie wyświetlenia.
I jestem HAPPY : *





To koniec krótkiej notki, która mi się nasunęła :D
 Papapaapa <3  i THANK YOU <333


Rozdział 17 :D

Była 5;34. Za oknem wschodziło słońce, a w pokoju panowała napięta atmosfera. W końcu nie codziennie wyrusza się w pościg, za najpotężniejszym wampirem. Nie byłam na te wszystkie zdarzenia przygotowana, stały się one, bardziej pod presją dnia i kapeńki nie uwagi. I po raz kolejny wzięłam nie potrzebny mi oddech. Poszłam do mniejszego z pokoi, aby się przebrać. Wciągnęłam na siebie brązowe rurki, czarny top i brązową kurtkę. Szybkim i zwinnym ruchem związałam włosy w kucyk, a na twarz nałożyłam troszkę pudru i tuszu. Nakremowałam delikatne i suche ręce, po czym wróciłam do przyjaciółki. Obydwie byłyśmy strasznie  zdenerwowane. Sam fakt, że mogę zginąć budził we mnie lęk. W głowie zebrało się miliony myśli, i gdy popatrzyłam na Sarę, chciało mi się płakać. Słońce powoli wschodziło. Zbliżała się godzina, w której miałyśmy wyruszyć w drogę za przeznaczeniem. Popatrzyłyśmy się z Sarą pytająco na siebie. Musiałyśmy iść już. Wszyscy na dole jeszcze spali. Była 6. Kiedy wyszłyśmy na dwór, odczułyśmy chłód jaki panował na zewnątrz. Zaciągnęłyśmy na głowy kaptur i …poszłyśmy w stronę lasu. Gdy już znalazłyśmy się w środku, zaczęłyśmy bieg. Rozwijałyśmy dokładnie tę samą prędkość. Podczas biegu, rozmyślałam nad tym co się może jeszcze stać. W sumie cieszyłam  się że nie muszę tu być sama, ale mam złe przeczucia. Bardzo cierpiałam, z tego powodu. Nie miałam już siły.
-         Zatrzymajmy się na chwile – odpowiedziałam, i usiadłam pod drzewem
-         Co ci jest Alice? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałaś. – powiedziała i podała mi woreczek z krwią
-         Po prostu, wyczerpałam siły. Jakoś nie mam ochoty na długą i nie mającą sensu podróż. – mówiłam – Boli mnie to co mu zrobiłam. Nie chciałam żeby to tak wyszło. Nie panowałam nad tym wszystkim.
Kiedy to powiedziałam, Sara już nic nie mówiła. Chyba nie wiedziała nawet co ma powiedzieć. Z resztą sama namieszałam i muszę cierpieć. Wypiłam cały woreczek krwi. Nie byłam już tak wyczerpana. Wstałam i zaczęłyśmy biec. W mojej głowie tułały się jakieś nędzne wspomnienia o nim. Co powinnam w tej sytuacji zrobić? Nie mam pojęcia. Kiedy po 5 godzinach biegu, dotarłyśmy do małego miasteczka, Sara rozpoznała w nim swoją matkę. Ona ją też rozpoznała, ale nie biegła do niej z otwartymi ramionami. Zaczęła przed nami uciekać. Jednak my byłyśmy szybsze. Po kilku krótkich sekundach dogoniłyśmy ją.
-Czemu uciekasz ? – zapytała przeciskając ją do ściany
-         Nie mam zamiaru z wami rozmawiać.. – mówiła – Aleks i tak się z wami rozprawi
Popatrzyłyśmy się na siebie pytająco i puściłyśmy mamę Sary. Po chwili już jej nie było. Wzięłyśmy głęboki oddech i postanowiłyśmy, że ruszymy dalej. Nie miałyśmy nic do roboty w miasteczku, gdzie mieszkała miała matka mojej przyjaciółki. Przetarłam oczy z lekkiego zmęczenia. Wyjęłam z plecaka butelkę wody i ochlapałam nią twarz. Od razu poczułam ulgę. Mimo, że na dworze temperatura osiągała do 0 stopni. Jako hybryda było mi zawsze ciepło. Biegłyśmy dalej, ale wiedziałyśmy, że ta droga szybko się nie skończy. Postanowiłyśmy trochę zwolnić. Zaczęłyśmy rozmawiać i jakoś tak zleciały nam dwie godziny. Życie nie było takie kolorowe na jakie  się wydawało. To może i lepiej że nie jestem sama, bo chyba bym zwariowała. Szybkie oddechy mnie męczyły, a zimna woda nic nie dała.
-Musimy go szukać dalej ! – powiedziałam do niej i wstałam
- Nie ! Ty, moja Droga musisz odpocząć, a co do poszukiwań, to nie robi nam różnicy, czy zrobimy to za godzinę, czy minutę. On porusza się dość szybko i już może być 10 km dalej. Usiądź i odpocznij, rano pójdziemy dalej.
Nie mogłam w nocy spać. Czułam się pusta, a zarazem smętna. Widok zachodzącego słońca zburzył moją równowagę, a wszystko wokół zaczęło tracić sens. Wtedy sprawa stała się jasna. Kochałam go i nie mogłam narazić mojego chłopaka na krzywdę. Niestety nie starczyło mi czasu na dalsze morale, ponieważ sen stał się bardziej wymagający, a zmęczenie wzięło górę i zasnęłam. Kiedy rano po obudzeniu się poczułam obok siebie zimne i ciężkie powietrze, bałam się otworzyć oczy. Dłońmi namacałam kamienną posadzkę, która uwierała zimnem. Nogami nie mogłam ruszyć. Nareszcie postanowiłam otworzyć oczy. Wokół mnie nie było nikogo, jedynie małe okienko z kratami i duże drewniane drzwi. Po prostu zimno, ciemno i samotnie. Pusta cela wywierała strach i obrzydzenie, a woda spływająca po ścianach dawała do myślenia. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Zaledwie kilka minut temu patrzyłam na cudowny zachód słońca, a teraz.. Wzięłam nie potrzebny oddech i zaczęłam szarpać łańcuchami.
-Musisz wziąć oddech i szarpnąć z całej siły – nagle odezwał się ktoś wychodzący z cienia. Taki znajomy głos dał ukojenie mojemu sercu i całej duszy.
- Peter! – wrzasnęłam i rozrywając łańcuchy wstałam.
Pobiegłam w jego stronę i przytuliłam do siebie. To było coś, czego najbardziej potrzebowałam w tamtej chwili. Jego słodkie oczy patrzyły się na mnie jak na wariatkę, ale w głębi wiedziałam, że cieszył się. Jedyną rzeczą jakiej jeszcze pragnęłam to wolność i chwila odpoczynku z Nim.
- Jak … ty tu? – zapytałam i usłyszałam skrzypienie dużych drzwi.
Po kilku sekundach stanął w nich Aleksander. Zaczął klaskać w ręce i śmiać się szyderczo. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić w takiej sytuacji bez wyjścia. Brak słów, jedynie tak mogę określić to co działo się w moim umyśle.


*** 
Postanowiłam dalej prowadzić tę historię i ją skończyć..  na 30 rozdziałach.. lub 27 ; ) 

Fani