Rozdział 22

To niby było tak dawno, a jednak nadal chciałabym zatrzymać tamtą chwilę tylko dla siebie. Jego każdy dotyk. Każdy jego gest. Nie miałam jednak odwagi żeby o tym komuś powiedzieć. Zawsze sama siadałam wieczorem przy książkach, otwierałam zeszyt wspomnień pełen fotografii. Był taki cudowny, opiekuńczy i porywczy. Doskonale nadawał się na ojca. Mimo, że pomściłam jego śmierć to ...nie odczuwam tej satysfakcji. Tęsknie za nim, jak za najbliższym przyjacielem. Chociaż był kimś więcej...
Nie mam pojęcia jak sobie z tym radzić. Wiem, możesz teraz powiedzieć "Ale masz Mata". Jednak to nie to. Nie tego oczekiwałam od Mata, nie chciałam żeby pełnił takie ...powołanie w moim życiu. Takie miejsce miał zajmować ON. ON miał przytulać mnie kiedy się kładłam spać i rano budziłam. To ON miał opiekować się mną i spędzać ze mną długie, upojne noce. Łzy spadające codziennie, oczy boleśnie patrzące na zdjęcia, dłonie drżące na każde słowo o nim, sine usta, które miały być całowane .... Nic z tego się nie spełniło. To tak bardzo boli...
***
Kiedy się obudziłam nikogo przy mnie nie było. Było ciemno i głucho. Tylko zimny powiew wiatru na moim policzku. Nagle usłyszałam głos :
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze ! 
- Kim jesteś? - odpowiedziałam 
- Nie znasz mnie? A było nam tak dobrze. - usłyszałam w odpowiedzi, cichy jednak męski głos
Po chwili z ciemności wyszedł mężczyzna. Był wysoki, dobrze zbudowany, jednak blady. Miał ciemne, krótkie włosy i niebieskie oczy. To był....On. Jakim cudem? Nie miałam pojęcia o co tu chodziło. Tak strasznie się cieszyłam, jednak wiedziałam, że będą przez to problemy. Peter wrócił. 
- Jak to się stało, że jesteś? Przecież....ty... - mówiłam podnosząc się na rękach.- Kocham Cię 
- Boże, jak ja się ciesze, że cie widzę. Ja cie też kocham, ale nie zostanę tu długo. Nie mogę. - mówił - Ale tak bardzo nie chcę was zostawiać. Nie po to wracałem, żeby teraz odejść. Nie chce tego...
Prawie bym zapomniała o naszym dziecku. Nie miałam  pojęcia co się z nim teraz działo. 
- A gdzie jest....- zaczęłam, jednak on skończył 
- Maja? Śpi, jest 3;00 w nocy. - mówił
Tak cieszyłam się, że wrócił. Teraz będziemy wyglądać jak prawdziwa rodzina. Tęskniłam za nim tak bardzo, już chciałam się pogodzić z jego śmiercią a tu nagle taki cud. Nie mogłam w to uwierzyć. Peter pomógł mi wstać, ubrałam się i przytuliłam do niego. Bardzo mocno. 
- Więc co chcesz robić? - zapytał 
- Chce do Mai. 
- Chyba oszalałaś. Ty nie żyjesz. Jak ty chcesz do niej? 
Myślałam, że on sobie żartuje. Jak hybryda, nieśmiertelna istota może umrzeć? Nie rozumiałam. A moja córeczka? On sobie żartował. To nie mogła być prawda. Niby cieszyłam się, że go zobaczyłam. 
- Kobieto minął już rok, od twojej śmierci. To dziecko cie nawet na oczy nie widziało. 
- Ty sobie żartujesz. Jaja sobie robisz? Bo to nie jest śmieszne. 
- HAhahahaha, żałuj że nie widziałaś swojej miny. Żartuje, a ty tak się nie napalaj. Zaraz zobaczysz  swoją córkę. 
Myślałam, że go zabiję. Miałam ochotę go udusić. Jednak wrócił prawdziwy Peter, za jakim tęskniłam. Pełen humoru. Zabawny i uśmiechnięty. Widać było, że cieszył się  z faktu iż będzie miał własną rodzinę. 
- Kocham  - wyszeptałam mu do ucha, a on zdejmując ze mnie koszulę odpowiedział
- Ja ciebie też,  moja królewno. 

***
Kiedy rano się obudziliśmy wszędzie były ubrania. Słońce delikatnie wyglądało zza okna. Zakryłam się kocem i zamknęłam oczy. Peter chyba jeszcze spał. Uśmiechnęłam się tak prawdziwie, jak nie uśmiechałam się nigdy. Brakowało mi takich chwil. Wstałam, założyłam bluzę i wyszłam na balkon. Wyjęłam z paczki skręta i zapaliłam. Poprawiałam sobie grzywkę i bawiłam się bransoletką. Chwilę później pojawił się Peter.
- Jak ci się podobało, piękna? 
- Było cudownie jak zwykle. Ale wiesz...chciałabym w końcu zobaczyć Maję. - odpowiedziałam i widziałam niesmak w oczach chłopaka. - Czemu tak reagujesz na moje prośby o spotkanie z nią? 
- Zrozum, kiedy tylko wejdziesz do domu rzuci ci się na szyje Mat. Maja zacznie się śmiać, a ja ...nie będę wiedział co mam robić. Będziesz musiała wybrać, albo ja, albo Mat, a co najgorsze ..albo Maja. 
- Dlaczego ? - zapytałam z przerażeniem. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło. Czemu niby miałam wybierać? A może to kolejny z jego głupich żartów?
- Nie, Skarbie tym razem nie żartuje. Ja muszę uciekać, możesz iść ze mną, ale SAMA. Bez dziecka. Mat wyjeżdża do Londynu ma dla ciebie pewną ofertę. A Maja nie może iść ani ze mną ani z nim. Ze mną z powodów bezpieczeństwa, a z nim...z powodu jego niechęci. Zrozum Alice...musisz wybrać między naszą trójką. Nie masz zbyt wiele czasu, bo tylko miesiąc.
To tak jakbyś...otrzymał dar ale miałbyś wybrać między ...trzema drogami. Wszystkie są usłane różami, ale prawdziwa jest tylko jedna. Mętlik w głowie. Kompletna nicość. Muszę się jednak zdecydować. Nie wiem jednak na co. 
- Chcę zobaczyć Maję. - powiedziałam i wróciłam do domu. Ubrałam spodnie, buty i poprawiłam włosy. - Rozumiesz?
- Tak. Chodźmy. 
Wziął mnie za rękę i poprowadził po schodach na górę. Nagle otworzył drzwi i przepuścił mnie do środka. Pod oknem stała kołyska, a obok był wózek. Piękny biały wózek. Na sofie stojącej pod ścianą, leżało niemowlę. Było jasnej karnacji, miało krótkie blond włosy. Ubrane było w różowe śpioszki w księżniczki. Tak słodko spało. 
- Czy ona jest, człowiekiem? - zapytałam z niedowierzaniem 
- Alice, ja nie mam pojęcia jak to się stało. Ale ona ....ona jest człowiekiem i umrze. - odpowiedział kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. 
Nie chciałam myśleć, że moja córka kiedyś umrze, dlatego postanowiłam żyć teraźniejszością. Podeszłam do sofy i uklęknęłam. Pocałowałam ją w nosek. Był taki mały i delikatny. 
- Przyszedłem do..... - nagle usłyszałam głos i obróciłam się gwałtownie. 
To był Mat. Nie byłam przygotowana na spotkanie z nim. To działo się zbyt...szybko. 

Rozdział 21

Kolejne szare dni mijają. Strasznie długo zwlekałam z powrotem  do tamtej rzeczywistości. Robert długo mnie przekonywał, że powinnam spróbować ale ja wolałam uniknąć tego wszystkiego. Jednak kiedy dałam się przekonać poczułam....że nie było warto.
*** 
Był 7 listopada, jak zwykle padało. Wstając z łóżka poczułam ból w klatce piersiowej. W końcu dzień pojawienia się dziecka zbliżał się. Usiadłam na krześle z kubkiem herbaty i otworzyłam okno. Na twarzy poczułam powiew zimnego powietrza, spowodowany kroplami deszczu na dłoniach. Poczułam się orzeźwiona jak najdłuższym prysznicem. 
-Może nie powinnaś tam jednak jechać. - poczułam dotyk Mata na ramieniu.
-Dlaczego wszyscy tak uważają? Mat, chciałabym wziąć w końcu swoje wszystkie rzeczy z tego domu. Uwierz dawno tam nie byłam, a jednak nadal nie mam odwagi. Muszę to kiedyś zrobić. - odpowiedziałam i wstałam - Idę wziąć prysznic, jakbyś  mógł to...
-Nadal uważam, że to niebezpieczne. Ten dom stoi na ruinach. Strych się zapada, a z dachu przecieka woda. Alice to w twoim stanie jest niebezpieczne! 
Naprawdę nie miałam ochoty tego słuchać. Ciągle tylko każdy mi mówił, że to niebezpieczne. Ciekawa jestem czy gdyby oni mieli szansę poznać swoją rodzinę od tej prawdziwej strony, czy skorzystaliby?
Na początku wzięłam zimny prysznic. Chciałam zapomnieć o tym wszystkim co stało się w kuchni ostatniego wieczoru. O mojej kłótni z Nicole i Mary. Jednak to nie takie proste. Umyłam włosy i wyszłam na ciemnogranatową matę. Przetarłam lustro mokrą dłonią. Jednak w lustrze nie pokazało się to czego oczekiwałam. Chciałam w nim zobaczyć siebie, dziewczynę taką jak dawniej. Uśmiechniętą, cieszącą się życiem. A co zobaczyłam? Załzawione od bólu oczy, przemęczoną twarz i sine usta. Taki był urok nieśmiertelności - pomyślałam i od razu wzięłam się za siebie. 
Kiedy byłam już gotowa, zawinięta w ręcznik weszłam do niewielkiej garderoby. Zarzuciłam na siebie dużą bawełnianą bluzę i szare rurki. 
-Jestem gotowa...- powiedziałam do siebie i zaraz poczułam jak delikatny podmuch dotyka moich włosów. Nagle odczułam strach, to było dziwne ponieważ w garderobie drzwi były zamknięte a okien nie miałam. Pewnie histeryzuję. Wzięłam głęboki oddech i złapałam za kurtkę i klucze do samochodu. 
- Posiedzę w samochodzie, poczekam na ciebie, albo pójdę z tobą. - powiedział odruchowo Mat dopijając kawę i ubierając skórzany płaszcz. 
Po 25 minutach drogi byliśmy już na miejscu. Dom wyglądał jak istna ruina. Przy bramce w trawniku wbita była tabliczka z napisem "Do sprzedania". Nikt jednak nie odważyłby się do kupna takiego domu. Ściany były lekko zdarte, a ostatnie krople farby spływały wraz z deszczem. Na werandzie stała stara huśtawka i dwie doniczki z ziemią. Drzwi nie było, a okna na piętrze były rozbite. Strach ogarniał człowieka jak tylko patrzyło się na ten dom. Złapałam Mata za rękę. Bałam się tam sama wejść. Bałam się nie tego CO mogę tam zobaczyć, lecz KOGO... 
Weszliśmy do środka, gdzie panował nadmierny bałagan. Aż brak słów żeby opisać taki nie ład i nie porządek. Na podłodze w kuchni leżała klepsydra "Ś.P. Anna ......" od razu kiedy ją zobaczyłam zrobiło mi się słabo. Dobrze, że on był ze mną. Wyszliśmy na górę i otworzyliśmy mój stary pokój. Powietrze w nim było wilgotne  i zimne. Mat podał mi kilka pudeł i zaczęliśmy pakowanie. Stare ubrania postanowiłam zostawić. Nigdy bym nie ubrała nic z tego domu. Spakowałam stare zdjęcia, na których byłam ja z tatą i mamą. Jeszcze przed ich rozwodem. Szczęśliwa, uśmiechnięta rodzina po narodzinach mojego brata. Strasznie za tym tęsknię. Spakowałam figurki słoni i różnych wieży, które dostawałam od babci. Wzięłam książki zeszyty, stare atlasy. Wszystko co chciałabym zatrzymać. Kiedy pakowałam je do pudła przypomniało mi się jak w 5 klasie podstawówki pisałam pamiętnik, zawsze chowałam go w otworze ścianie za łóżkiem. Jego też chciałam zabrać. Kiedy miałam już wszystko co potrzebne postanowiłam wejść do pokoju mamy. Panował w nim niesamowity porządek, popatrzyłam na Mata. On też był zdziwiony wyglądem pokoju. Złapałam go mocniej za rękę. 
- Dlaczego? ....- zapytałam, kiedy drzwi zatrzasnęły się a w pokoju zaczęło strasznie wiać. Porozrzucane były wszystkie rzeczy....Mat złapał się komody i powiedział 
- Nie puszczaj...
Jednak wiatr był silniejszy i już po chwili poczułam, że uderzam głową w żyrandol. 
-Popatrz! - zdołałam powiedzieć zanim straciłam przytomność. 
***
Obudziłam się w szpitalu z silnym bólem głowy. Wokół mnie było pełno krwi, a obok biegali lekarze. Byłam zbyt słaba żeby zrozumieć co się dzieje. Za szybą po lewej stronie zauważyłam Mata, a za nim....Mama? Trzymała go za ramie, a on. Jakby ją ignorował, albo po prostu nie widział. Miałam już dość. Czułam jak co sekundę opadam z sił a światło nad łóżkiem nasilało się. Powoli zasypiałam. 


06.02.MMXIVr.

Kolejny rodział, czyli XXI (21) zostanie opublikowany, dnia 6 lutego 2014 roku.
Przepraszam za tak rozległe opóźnienie, mam nadzieję że długością tego rozdziału postaram się nadrobić wszystkie niejasności w życiu bohaterki. 
Dziękuje, tym którzy wytrwali tyle czasu ze mną i moim blogiem :D 

Pozdrawiam, i zachęcam do czytania :) Dreamer...xd

Fani