Rozdział 12

Alice nie wiedziała co powinna zrobić. Jeszcze wczoraj zastanawiała się nad sekretem wisiorka, a dzisiaj… Dzisiaj nie ma już nic. Nawet chłopak i przyjaciółka ją zostawili i nawet nie pocieszyli.Przypomniała sobie ostatnią noc w towarzystwie Petera i uśmiechnęła się do swoich myśli. Nie miała pojęcia dlaczego, ani po co …ale to zrobiła. Potrzebowała teraz spokoju, ale …po dłuższym zastanowieniu…jednak bardziej miłości i czułości. Nie miała pojęcia co takiego ważnego wiedział Peter. Może chodziło o naszyjnik, a może o wiele innych rzeczy. Dziewczyna siedziała tak i myślała, nie miała co dzisiaj robić. Już chciała sięgnąć po telefon, aby zadzwonić do Mata. Ale przypomniała sobie że się pokłócili. To już była porażka. Jednak Alice nie chciała się poddawać i okazywać na sobie złości i samotności. Weszła do łazienki i dopiero wtedy przypomniała sobie o zmianie jaka zaszła na zewnątrz …zresztą podobnie jak wewnątrz. Czarne włosy teraz bardziej podkreślały jej bladą i smutną cerę. Usta powoli zaczęły przybierać kolor raz beżowy, a raz jasnoróżowy. Po kilku bez sensownych minutach patrzenia się w lustro, naszła ją ochota na spacer po ośnieżonych ulicach miasteczka, lub chociaż parku. Ubrała kurtkę i buty. Wyszła. Od razu na opuszkach palców odczuła zimno. Schowała dłonie do kieszeni. Szła dokładnie przed siebie, może jednak nie tak dokładnie. Kiedy szła uliczką każdy się jej przyglądał, ale kiedy weszła do parku, nikt nie zwracał na nią uwagi. Podeszła do drzewa i usiadła na starym ośnieżonym pniu. Po kilku nudnych minutach postanowiła udać się nad rzekę. Nikogo tam nie było.  Można nawet powiedzieć, że nie było śladu aby ktokolwiek tam kiedyś był. Dla Alice było to i lepiej. Stanęła nad brzegiem rzeki i wpatrywała się w lekko falującą taflę wody. Dostrzegła w niej swoje odbicie i natychmiast się skrzywiła. Nie podobało jej się. Lecz kiedy zaczęła przyglądać się coraz bardziej, stwierdziła że jest w niej jakieś piękno, którego nie opiszą żadne słowa. W pewnym momencie w tafli wody zobaczyła odbicie, innej osoby. Odwróciła się nerwowo i zobaczyła Roberta.

-Co ty tutaj robisz ? – zapytała dziewczyna, nawet nie patrząc na niego

-Szukałem Cię, nie chciałem żeby ci się coś stało. – mówił chłopak delikatnie tuląc Alice do siebie

-Akurat – powiedziała odsuwając się na bok – Uciekłeś pierwszy razem z Sarą. A nas zostawiłeś. Zadajesz się z kimś, kto uwięził moją przyjaciółkę. No….może i teraz nie jest moją przyjaciółką. Tak samo jak Peter, chłopaki

-No przepraszam ale to tak nie miało być. Nie chciałem ciebie zostawić. Ja wiem że ty coś jeszcze do mnie czujesz. Nie mówię  że ja do ciebie nie. – powiedział chłopak i uśmiechną się

-Daj spokój ja do ciebie nic nie czuje ! – mówiła Al.- Ja kochałam tylko Petera, ale wiem że on mnie już nie kocha. Zresztą, powiedz mi co takiego się dowiedzieliście

-Nic, nic się  nie dowiedzieliśmy nowego, wiesz to samo co my. – powiedział chłopak

-Peter coś wie ! On wie coś i ty też !  Nie rozumiem dlaczego mnie okłamujecie ? – mówiła dziewczyna

-No….masz racje wiemy coś czego ty nie wiesz. Ale to jest sprawa życia i śmierci. – powiedział i po chwili już go nie było.

Alice nie miała już po co żyć. Poszła na miasto i chodziła bez sensu po sklepach. Po kilku męczących godzinach wróciła do domu. Tam czekał już na nią Peter.

-Czego tu chcesz? – zapytała i poszła do kuchni

-Chce ci to wyjaśnić… Moim zdaniem powinnaś to wiedzieć – powiedział i ruszył za nią

-A może ja już nie chce tego wiedzieć – mówiła dziewczyna – Może mnie to wcale już nie obchodzi. Chcę mieć w końcu spokój i nie być mieszana w te wasze sprawy „Życia i śmierci”.

-         Skąd wiesz  że to sprawa „Życia i śmierci”. ? – mówił

-Myślisz że jestem taka głupia. Widziałam się z Robertem i powiedział mi to. Może i miał racje, a ta wczorajsza sytuacja była zgodna z naszym zerwaniem.

-Nie! Przecież to nic takiego, że Niechciałem ci powiedzieć bo się o ciebie martwię. – mówił

-Nie mam innego wyboru Pet.

Chłopaka oburzyło zachowanie i decyzja Alice. Miał poczucie że mogą się pokłócić, ale żeby zerwanie? Nigdy nie przyszło by mu do głowy, że za takie coś może się zakończyć ich związek. On nie miał nic do gadania. To jak zwykle decyzje podjęła Al. Nie chciał jej ustępować, ani zgadzać się z nią. Uważał to za zwykłą pomyłkę. No ale cóż, ona sama tego chciała. Dziewczyna widocznie była zadowolona ze swojej decyzji. Musiała trochę odpocząć znowu! Wyszła po schodach na górę. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i sięgnęła do szuflady na dnie komody. Wyjęła z niej paczkę papierosów.

-Dawno nie paliłam – powiedziała sama do siebie i wyszła na balkon.

Uśmiechnęła się sama do siebie i zapaliła papierosa. Wróciły do niej wspomnienia z przed śmierci matki. To właśnie przez papierosa pozwoliła matce umrzeć.

-Alice ! – usłyszała głos dobiegający z pod balkonu.

-Czego tu szukasz ? – zapytała opryskliwie wydmuchując dym

-         Pogadać. Mogę wejść? – powiedziała

-         Jak chcesz

-         Co z Petem ? Dlaczego z nim zerwałaś? Chociaż poczekaj chyba znam twoje zdanie –mówiła- On chciał cie ochronić, przed Aleksandrem, a ty Alice nic. Zrywasz z nim. Okej nie powiedział ci, ale to tylko dlatego że  to jest ważna sprawa. Możesz się tego brzydzić, albo nie uwierzyć i stwierdzić że …kłamiemy.

-         Nie ! Ja bym chciała wiedzieć. Bo to w sumie dotyczy mnie, ciekawe gdyby to dotyczyło ciebie też byś chciała. Nikogo nie obchodzi moje zdanie ! – krzyknęła Alice

-         Zamknij się! – krzyknęła za nią Nicole i pchnęła.

Nicole zrobiła to jednak trochę za mocno. Siedemnastolatka wypadła przez barierkę i spadła na trawę. To było straszne. Wszędzie pełno krwi, a na środku leżała nie przytomna i umierająca Al. Jej przyjaciółka sięgnęła po telefon.

-         Peter ! Alice …wypadła z balkonu ! proszę przyjedź tutaj ! – płakała Nicole.

Po kilku sekundach pod balkonem stał Peter. Wpatrywał się w umierającą dziewczynę. Zbierał siły, aż w trzeciej sekundzie zrobił to. Wbił swoje ostre kły w jej martwą szyję. Wiedział że nie powinien tego robić, ale nie miał innego wyboru. Razem z Nicole przenieśli NOWĄ do salonu. Chłopak musiał iść posprzątać. Wokół tego miejsca było wiele krwi. Nie postrzeżenie dla wszystkich pojawił się w domu Al. Robert z Sarą.

-         Co tu się stało ? – zapytała wampirzyca.

-         Zepchnęłam Al. Z balkonu. – powiedziała Nicole patrząc na ciało

-         Co zrobiłaś ? Wiesz że umrze !? – wrzasną Robert

-         Nie… Peter ją przemienił. Ale to naprawdę było nie umyślnie. – tłumaczyła

Robert, Sara i Nicole siedzieli teraz nad ciałem Alice i czekali aż jad Petera zacznie działać. Ale to nie był jedyny problem w ich wiecznym życiu. Bo tym ważniejszym problemem było poczucie, że siedemnastolatka jest nie pokonanym hybrydą na ziemi i wszechświecie.

Rozdział 11


Alice czuła się podle. Właśnie dowiedziała się, że osoby które tak kochała ją okłamywały. Siedziała na łóżku i czuła to samo co po rozstaniem  z Matem. Jej serce rozpadało się na miliony kawałków w tym czasie co Peter wracał do domu. Nie miał zamiaru przepraszać Al. Zresztą po raz kolejny to niby była jego wina. Alice nie znała całej prawdy, którą wiedział jej chłopak. Można powiedzieć że lepiej jest kiedy ona o tym nie wie. Peter nie dawał rady ukrywać tego dłużej. Bardzo chciał jej to powiedzieć ale to mogło tylko spowodować więcej kłótni, a jej chłopak miał dość. Wrócił do domu. W salonie i jadalni paliło się światło.

- Witaj bracie – powiedział Robert siedzący z Sarą przy stole – Czekaliśmy kiedy się w końcu zjawisz.

- Po co ? – zapytał zły

- To był genialny plan – powiedziała Sara i z nie obliczoną prędkością cisnęła w stronę Petera. – Ty wszystko zepsułeś. Nie zagrażała by już nam. Aleksander myśli że ona tam jest. Ale to wszystko twoja wina. Ona nawet nie wie że potrafi zabić.

- Nie będę jej tego mówił, ale przynajmniej nie teraz. Lepiej jest dla nas wszystkich żeby nie wiedziała jaką moc posiada.- powiedział w swojej obronie

- Nie obchodzi mnie to. – odezwał się w końcu Rob – Masz jej to powiedzieć. Przemień ją i wtedy pozbędziesz się problemu. To jest zakazane co ty odwalasz. Kiedy oni się dowiedzą że w przyszłości po przemianie może zostać hybrydą. Oni cię zabiją

- Hybryda ciągle to samo. Mówiłam ci Robert że to jest nie możliwe. Kiedy do jej ciała dostanie się jad wampira, to skąd hybryda ? –utwierdzała Sara

- Jej brat to hybryda. Jeszcze jakieś pytania ? – zapytał Peter – Jestem tam codziennie i z odległości 4 km poznam zapach hybrydy, a jej brat dokładnie tak samo pachnie

- To jest nie możliwe, ale da się wierzyć. – mówiła

Wszyscy troje zastanawiali się jak to możliwe, żeby tak rzadki gatunek jak hybryda mógł się zacząć rozprzestrzeniać. W pewnym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Stała w nich Julia. Była to piękna i młoda z wyglądu dziewczyna. W rzeczywistości była ona o wiele starsza od Petera.

- Robert! Jak dobrze że was znalazłam. W końcu. Wiem co można zrobić żeby Alice nie stała się hybrydą, ale od razu po przemianie wampirem. – mówiła nie robiąc nawet krótkiej przerwy na oddech.

- Na co jeszcze czekasz ? Mów ! – powiedział Peter

- Wystarczy żeby wilkołak wyssał z niej swój jad. Z tego co mi mówiła Sara to macie już jakiegoś wilkołaka. No chyba że Peter woli żeby jego dziewczyna była silniejsza od niego. – powiedziała i roześmiała się

- Tak, żarty żartami, ale on ją może wtedy zabić. Ja nie pozwolę żeby to się stało. – powiedział Peter zmartwionym głosem

- Jeszcze jedno pytanie Julia ? – mówiła najstarsza Sara – Jak to możliwe żeby śmiertelniczka jaką jest Alice, miała w sobie jad wilkołaka i nim nie była ? I jak to się stało że Karol jej brat jest  hybrydą ?

- To bardzo proste pytania, jak i proste odpowiedzi. Alice nie jest śmiertelniczką. Ona dzięki temu swojemu wisiorkowi została nieśmiertelną. Ten wisior należał do jej babci, która była wilkołakiem i do jej dziadka który był wampirem. I to oni uwięzili krew hybrydy w tym naszyjniku. Jej brat dzięki Nicole został hybrydem. Jeszcze coś.? – zapytała zadowolona ze swoich informacji

W tym samym czasie w domu Alice. Dziewczyna ciągle siedziała w swoim pokoju i użalała się nad swoim losem. Włączyła muzykę. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Weszła do łazienki i usiadła na wannie. Popatrzyła w lustro zobaczyła że się rozmazała. Kilka godzin temu była o krok od śmierci. A teraz nic. Siedzi jak najnormalniej w łazience i ogląda swoją twarz w lustrze i się zastanawia. Co miała na myśli Nicole i dlaczego nikt do niej nie przyszedł. Jest zdana sama na siebie. Nie ma już nikogo. Brat szlaja się po klubach z dziewczynami, chłopak uciekł do domu, mama już odeszła…na zawsze, a najlepsza jak dotąd przyjaciółka się od niej odwróciła i ją okłamywała. Alice ciągle wmawiała sobie że będzie dobrze ale sama w to już nie wierzyła. Nie chciała już wyglądać tak samo. Zeszła na dół po schodach, z pierwszej szuflady wyjęła farbę do włosów. Używała tej farby jej matka. Podeszła do lustra i zrobiła to. Zakryła swoje piękne blond włosy jakąś lepką mazią. Usiadła na kanapie i popatrzyła na zegar. Po 30 minutach umyła głowę i podeszła do lustra. Była aż zdziwiona że wygląda nawet ładnie.

- Musiałam to zrobić ! – powiedziała do siebie – muszę przyznać Ci Alice że nie wyglądasz najgorzej. Kogo ja oszukuje. Wyglądam fatalnie. Może nie z zewnątrz, ale w środku to …eh sama nie wiem. Muszę być naprawdę strasznym potworem skoro każdy ode mnie odchodzi.

Siedziała tak i mówiła sama do siebie przez prawie pół nocy. Wreszcie postanowiła zmienić swoje nastawienie, i zacząć z czystą kartą. Weszła do pokoju i otworzyła szafę. Podzieliła rzeczy na : „Moje nowe życie” i „stare  życie” . Jak można się domyśleć te stare wyrzuciła a nowe poukładała. Chodziło jej przede wszystkim o to by pokazać Peterowi że wcale jej nie zależy. Bo tak naprawdę nie obchodziło ją zdanie Roberta czy choćby Nicole. Należało jej się trochę szaleństwa i relaksu. Musiała zrobić sobie małe wakacje w zimie. Może nawet po to by stać się inną osobą. Chodziła tak bez sensu po pokoju. Myślała i w końcu wymyśliła. Podniosła telefon z łóżka i wysłała Robertowi i Peterowi, krótkie i takie same sms-y. Miały one następującą treść: „ Mam ochotę o was zapomnieć, ale przed tym chcę wam pokazać moje nowe życie… Nie kontaktujcie się ze mną” . I nacisnęła wyślij. Poczuła nagłą i niespodziewaną ulgę. Jakby kamień spadł jej z serca.
*****

Kolejny rozdział zapewne zostanie wstawiony w dniach 20-26 styczeń lub 3-7 luty :P

Rozdział 10 ;)




Była noc. Alice i Peter wpadli do głębokiej rzeki. Woda była bardzo zimna, ale Peter próbował za wszelką cenę wyciągnąć z niej Al. Jednak dziewczyna straciła przytomność i jeszcze gdyby tego było mało rozcięła sobie głowę i leciała jej krew. Pragnienie krwi nie dawało mu spokoju ale poczucie zrobienia jej krzywdy też było silne a więc postanowił nie ryzykować. Wyciągnął Alice na kamienisty brzeg. Usiadł obok i czekał. Ale sam nie wiedział na co… Czy na pomoc? Czy na ocknięcie się Al. ? Siedział tak przez kilka minut i patrzył na bladą twarz Alice. Była taka piękna. Kiedy tak się na nią patrzył zauważył że nie ma naszyjnika. Zerwał się na nogi i wskoczył do wody. Zanurkował na samo dno rzeki. Nie była ona strasznie głęboka, ale też nie płytka. Próbował wypatrzeć go ale na marne. Przekładał rękami kamienie, aby sprawdzić czy może nie zahaczył się o jeden  z nich. Wypłynął na brzeg i próbował otworzyć każdą sekundę po wyjeździe z lasu. Jednak po kliku minutach ponownie wskoczył do wody i popłynął na dno do swojego samochodu, który teraz nie nadawał się już do jeżdżenia. Otworzył drzwi i sięgnął za siedzenie na którym siedziała i wyjął naszyjnik. Jednak kiedy wpłynął do samochodu drzwi się zatrzasnęły. W tym samym czasie Alice się ocknęła. Zaczęła rozglądać się dookoła. Nigdzie nie było Petera, jednak dziewczyna wcześniej zorientowała się o braku naszyjnika i podobnie jak jej chłopak wskoczyła do wody. Na szczęście od razu popłynęła do samochodu i zobaczyła w nim Petera. Pokazał jej gestem ręki co powinna kolejno robić. Alice posłusznie wykonała polecenia i Peter mógł się wydostać. Już na powierzchni oddał Al. Jej własność gdyż przez cały ten czas kiedy go trzymał w ręce miał dziwne uczucie. Niby poparzenia lub kopnięcia prądem. Po oddaniu własności chłopak powiedział

- Musimy iść do Nicole… JUŻ

- Wiem, ale jak się tam dostaniemy ? – zapytała

- Złap mnie za rękę. – powiedział chłopak, podał jej rękę i bardzo szybko biegł.

Noc była głucha i ciemna. Wokół panowała cisza  i strach. Ale Alice nie miała się czego obawiać przy krwiożerczej bestii. Mknęli z prędkością światła lub wolniej, ale dla Alice to było jak … niezwykła przygoda. Pierwszy raz mogła z taką szybkością się przemieszczać. Minęło zaledwie 2 minuty, a para była na miejscu. Stali właśnie przed opuszczoną szopą. Znajdowała się ona na skraju pola wypełnionego makami. W środku w szopie paliła się jakaś pojedyncza żarówka. Peter puścił rękę Alice i podszedł do domku. Kątem oka zerknął na dziewczynę i gestem kazał jej czekać, a sam otworzył drzwi. Ku jego zaskoczeniu zamiast przerażonej dziewczyny ukazała się wielka bestia, w postaci wilka. Peter i Alice cofnęli się kilka kroków w tył. Po kilku sekundach postać wilka zmieniła się w Nicole. Kiedy Alice to zobaczyła serce zaczęło bić mocniej a nogi zrywały się do ucieczki. Ten strach był mocniejszy od niej. I w pewnym momencie zaczęła biec ile miała sił w nogach. Nawet nie wiedziała kiedy ale biegła. Nie wiedziała gdzie, ani w którą stronę. Była tak zdezorientowana że chciało jej się płakać. Kiedy ta myśl wpadła jej do głowy przewróciła się na jakiejś spróchniałej gałęzi, która od razu się złamała. Poczuła silny ból w nodze. Tak jakby jej ją obcięto. I zobaczyła krew. Było jej wszędzie pełno.

- Mógłbyś mi pomóc a nie chowasz się za drzewami… - powiedziała Alice głosem pełnym bólu.

- No dobrze, ale wiesz że mam słabość do krwi… - zaczął Robert i wyszedł z za drzewa

-Boli strasznie. – zajęczała

- Coś poradzę poczekaj… - powiedział i dotknął jej rany

Dziwnym sposobem zaczęła się goić. Alice nie wiedziała nawet kiedy.

- Przed czym uciekasz? – zapytał podając jej chusteczkę

- Bo… Nicole jest wilkiem, a ja miałam jej pomóc … - zaczęła

- Aha… to ja mogę pomóc tobie- odpowiedział

- Ale jak? – zapytała ze smutkiem w głosie

- Masz teraz iść do swojej przyjaciółki i jej pomóc – powiedział patrząc głęboko w oczy a Alice posłusznie wykonała polecenie

Ruszyła razem z Robertem w stronę miejsca tam gdzie była uwięziona jej przyjaciółka. Teraz nie była już groźną bestią, lecz rudowłosą dziewczyną. Al. Podeszła do niej i przytuliła ją. Nicole nie miała pojęcia, że dziewczyna jest w transie.

- Co ty tutaj robisz ? – zapytał zły Peter

- Pomogłem jej – odpowiedział zadowolony z siebie Rob.

- Jasne. Ale kiedy nam była potrzebna pomoc jakoś ..- powiedział chłopak ale Alice mu przerwała

- Przestań… Może lepiej gdybyś jednak tak nie krzyczał –powiedziała po czym szybko dodała – Trzeba ją stąd wyciągnąć przed przyjściem Sary.

Po tych słowach Peter podszedł do dziewczyny i zaczął z niezwykłą sprawnością rozrywać łańcuchy. Po czym wziął ją za rękę podszedł do drzwi i ręką chciał je otworzyć. Jednak drzwi były zamknięte.

- Rob możesz mi pomóc? – zapytał z przekonaniem że brat stoi obok niego

- Peter nie ma go tutaj – powiedziała Alice

- Uciekł i nas zostawił – odparła Nicole

Alice usiadła w koncie i wzięła do ręki naszyjnik. Ścisnęła go mocno, a Peter zaczął kopać w drzwi. Nicole usiadła koło Al.

- Mogę? – zapytała i wyciągnęła rękę

- Jasne, ale uważaj  - odpowiedziała Alice i podała przyjaciółce medalion

Oczy przyjaciółki miały wyraz nieobecny. Wszyscy siedzieli pod jedną z ścian szopy. Alice widocznie była przygnębiona tym co się stało. Raczej żadne z nich nie było z tego zadowolone. Kiedy wszyscy tak siedzieli Peter zaczął zastanawiać się po co Sarze był Robert. Wysilił swój wampirzy umysł i skupił się. W jego głowie powstał nie wyraźny obraz. Sara nie potrzebowała Roba. To raczej Aleksander go potrzebował, ale pozostaje jedno pytanie. Po co? Peter wstał i powiedział

- Musimy działać.

- Ale jak ? – zapytał Alice.

- Ja i Peter możemy połączyć siły z twoim medalionem – zaczęła Nicole – może wtedy da się stworzyć nadprzyrodzone moce.

- Nicole dobrze gada, mogę twój naszyjnik piękna? – zapytał z uśmieszkiem Pet.

Alice podała mu naszyjnik po czym wilkołak i wampir stali obok drzwi i skupiali się. Pragnęli przenieść całą moc z naszyjnika na nich. Udało im się po kilku minutach drzwi jakby wybuchły. Alice, Nicole i Peter stali przed zniszczoną chatką. Stali tak i nic nie mówili.

- Może powinniśmy … no wiecie stąd iść. – powiedziała Alice

- Al. Ma rację. Nie możemy się narazić. – odpowiedział Peter biorąc dziewczynę za rękę

Nicole w pewnym momencie zmieniła się. Widać że dla Alice to … było bardzo ciężkie, ale radziła sobie doskonale. Nicole już nie było. Zniknęła za dużymi drzewami. Nawet się nie pożegnała. Chłopak bardzo dobrze wiedział co czuje Alice. Trzymał ją za rękę mocniej, popatrzył się jej głęboko w oczy i odpłynął. Nie stało się to po raz pierwszy. Zawsze gdy na nią patrzył czuł że to ona jest tą jedyną. Nie wiedział co sprawiło że dawne uczucie do Sary wróciło. Ale to … nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Czuł się przy Alice jak… najszczęśliwszy człowiek ziemi. Nie spostrzegł nawet że już biegli. Wymijali las. Byli już prawie na miejscu.

- Może zostaniesz na noc ? – zapytała Alice  - PETER !

 - OO… tak. To znaczy mogę jeśli chcesz … - odpowiedział chłopak jakby oderwany z głębokiego i przyjemnego snu.

Alice pokręciła głową. Otworzyła drzwi do domu. Tam na kanapie zobaczyła Nicole. Jej przyjaciółka widocznie była równie zmartwiona tą całą sytuacją. Obydwie potrzebowały rozmowy. Tylko one mogły sobie pomóc.

- Przepraszam, Alice ja nie chciałam żebyś dowiedziała się w taki sposób – mówiła Nicole i nikt nie śmiał jej przerwać. – Jesteś dla mnie jak rodzina. Myślisz że nie chciałam ci powiedzieć. Bardzo było mi ciężko ukrywać to przed najlepszą przyjaciółką… Którą bez dwóch zdań jesteś TY !

- Mogłaś uprzedzić że nie jesteś taka jak ja. – powiedziała Alice ściągając zniszczoną i brudną kurtkę.

- Ty ? Alice ty nie jesteś normalna. Przecież Peter ty… Ty jej nie powiedziałeś ? – zapytała smutno Wilczyca

- Nicole, to nie jest najlepszy moment na tego typu wyjaśnienia. – mówił chłopak – Lepiej byłoby dla wszystkich gdyby się w ogóle nie dowiedziała.

- Peter ? To ty też  ? – krzyknęła dziewczyna i wbiegła po schodach na górę.

*****
Sorry za powtórkę początku ;)

Fani