Była 5;34. Za oknem wschodziło słońce, a w pokoju
panowała napięta atmosfera. W końcu nie codziennie wyrusza się w pościg, za
najpotężniejszym wampirem. Nie byłam na te wszystkie zdarzenia przygotowana,
stały się one, bardziej pod presją dnia i kapeńki nie uwagi. I po raz kolejny
wzięłam nie potrzebny mi oddech. Poszłam do mniejszego z pokoi, aby się
przebrać. Wciągnęłam na siebie brązowe rurki, czarny top i brązową kurtkę.
Szybkim i zwinnym ruchem związałam włosy w kucyk, a na twarz nałożyłam troszkę
pudru i tuszu. Nakremowałam delikatne i suche ręce, po czym wróciłam do
przyjaciółki. Obydwie byłyśmy strasznie
zdenerwowane. Sam fakt, że mogę zginąć budził we mnie lęk. W głowie
zebrało się miliony myśli, i gdy popatrzyłam na Sarę, chciało mi się płakać.
Słońce powoli wschodziło. Zbliżała się godzina, w której miałyśmy wyruszyć w
drogę za przeznaczeniem. Popatrzyłyśmy się z Sarą pytająco na siebie.
Musiałyśmy iść już. Wszyscy na dole jeszcze spali. Była 6. Kiedy wyszłyśmy na
dwór, odczułyśmy chłód jaki panował na zewnątrz. Zaciągnęłyśmy na głowy kaptur
i …poszłyśmy w stronę lasu. Gdy już znalazłyśmy się w środku, zaczęłyśmy bieg.
Rozwijałyśmy dokładnie tę samą prędkość. Podczas biegu, rozmyślałam nad tym co
się może jeszcze stać. W sumie cieszyłam
się że nie muszę tu być sama, ale mam złe przeczucia. Bardzo cierpiałam,
z tego powodu. Nie miałam już siły.
-
Zatrzymajmy się na chwile – odpowiedziałam, i usiadłam
pod drzewem
-
Co ci jest Alice? Nigdy wcześniej się tak nie
zachowywałaś. – powiedziała i podała mi woreczek z krwią
-
Po prostu, wyczerpałam siły. Jakoś nie mam ochoty na
długą i nie mającą sensu podróż. – mówiłam – Boli mnie to co mu zrobiłam. Nie
chciałam żeby to tak wyszło. Nie panowałam nad tym wszystkim.
Kiedy to powiedziałam, Sara już nic nie mówiła.
Chyba nie wiedziała nawet co ma powiedzieć. Z resztą sama namieszałam i muszę
cierpieć. Wypiłam cały woreczek krwi. Nie byłam już tak wyczerpana. Wstałam i
zaczęłyśmy biec. W mojej głowie tułały się jakieś nędzne wspomnienia o nim. Co
powinnam w tej sytuacji zrobić? Nie mam pojęcia. Kiedy po 5 godzinach biegu,
dotarłyśmy do małego miasteczka, Sara rozpoznała w nim swoją matkę. Ona ją też
rozpoznała, ale nie biegła do niej z otwartymi ramionami. Zaczęła przed nami
uciekać. Jednak my byłyśmy szybsze. Po kilku krótkich sekundach dogoniłyśmy ją.
-Czemu uciekasz ? – zapytała przeciskając ją do
ściany
-
Nie mam zamiaru z wami rozmawiać.. – mówiła – Aleks i
tak się z wami rozprawi
Popatrzyłyśmy się na siebie pytająco i puściłyśmy
mamę Sary. Po chwili już jej nie było. Wzięłyśmy głęboki oddech i
postanowiłyśmy, że ruszymy dalej. Nie miałyśmy nic do roboty w miasteczku,
gdzie mieszkała miała matka mojej przyjaciółki. Przetarłam oczy z lekkiego
zmęczenia. Wyjęłam z plecaka butelkę wody i ochlapałam nią twarz. Od razu
poczułam ulgę. Mimo, że na dworze temperatura osiągała do 0 stopni. Jako
hybryda było mi zawsze ciepło. Biegłyśmy dalej, ale wiedziałyśmy, że ta droga
szybko się nie skończy. Postanowiłyśmy trochę zwolnić. Zaczęłyśmy rozmawiać i
jakoś tak zleciały nam dwie godziny. Życie nie było takie kolorowe na
jakie się wydawało. To może i lepiej że
nie jestem sama, bo chyba bym zwariowała. Szybkie oddechy mnie męczyły, a zimna
woda nic nie dała.
-Musimy go szukać dalej ! – powiedziałam do niej i
wstałam
- Nie ! Ty, moja Droga musisz odpocząć, a co do
poszukiwań, to nie robi nam różnicy, czy zrobimy to za godzinę, czy minutę. On
porusza się dość szybko i już może być 10 km dalej. Usiądź i odpocznij, rano
pójdziemy dalej.
Nie mogłam w nocy spać. Czułam się pusta, a zarazem
smętna. Widok zachodzącego słońca zburzył moją równowagę, a wszystko wokół
zaczęło tracić sens. Wtedy sprawa stała się jasna. Kochałam go i nie mogłam
narazić mojego chłopaka na krzywdę. Niestety nie starczyło mi czasu na dalsze
morale, ponieważ sen stał się bardziej wymagający, a zmęczenie wzięło górę i
zasnęłam. Kiedy rano po obudzeniu się poczułam obok siebie zimne i ciężkie
powietrze, bałam się otworzyć oczy. Dłońmi namacałam kamienną posadzkę, która
uwierała zimnem. Nogami nie mogłam ruszyć. Nareszcie postanowiłam otworzyć
oczy. Wokół mnie nie było nikogo, jedynie małe okienko z kratami i duże
drewniane drzwi. Po prostu zimno, ciemno i samotnie. Pusta cela wywierała
strach i obrzydzenie, a woda spływająca po ścianach dawała do myślenia. Nie
wiedziałam jak się tu znalazłam. Zaledwie kilka minut temu patrzyłam na cudowny
zachód słońca, a teraz.. Wzięłam nie potrzebny oddech i zaczęłam szarpać
łańcuchami.
-Musisz wziąć oddech i szarpnąć z całej siły – nagle
odezwał się ktoś wychodzący z cienia. Taki znajomy głos dał ukojenie mojemu
sercu i całej duszy.
- Peter! – wrzasnęłam i rozrywając łańcuchy wstałam.
Pobiegłam w jego stronę i przytuliłam do siebie. To
było coś, czego najbardziej potrzebowałam w tamtej chwili. Jego słodkie oczy
patrzyły się na mnie jak na wariatkę, ale w głębi wiedziałam, że cieszył się.
Jedyną rzeczą jakiej jeszcze pragnęłam to wolność i chwila odpoczynku z Nim.
- Jak … ty tu? – zapytałam i usłyszałam skrzypienie
dużych drzwi.
Po kilku sekundach stanął w nich Aleksander. Zaczął
klaskać w ręce i śmiać się szyderczo. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić w
takiej sytuacji bez wyjścia. Brak słów, jedynie tak mogę określić to co działo
się w moim umyśle.
***
Postanowiłam dalej prowadzić tę historię i ją skończyć.. na 30 rozdziałach.. lub 27 ; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz