Rozdział 20


Ostatnie dni wywarły w moim życiu wielkie zmiany. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim sądzić. Po śmierci Petera, wszystko się zmieniło. Nie mam ochoty już żyć i przeżywać tego wszystkiego drugi raz. Mimo to, co usłyszałam od Roberta, mam zamiar nadal jakoś funkcjonować i się tym nie przejmować. Może ten problem ciąży kiedyś zniknie, bądź sam się rozwiąże. Jednak ….nie potrafię tego ignorować. To zbyt poważna sprawa, żebym mogła ją tak normalnie zignorować.
-Czemu wczoraj tak uciekłaś  ? Chciałam z tobą porozmawiać. – powiedziała Nicole, kiedy tylko pojawiłam się w salonie.
Wzrok Roba, utknął na artykule w gazecie, a cała reszta domu jakby nagle zamarła.

*2 miesiące później *
-Mogłabyś się pospieszyć, a nie! – słyszałam krzyk zza drzwi łazienki
- Już wychodzę. Nie gorączkuj się tak Jully.
- Nie tylko ty idziesz dzisiaj do pracy. Pamiętaj o tym … - powiedziała uderzając dłońmi o małą szybkę.
Po kilku minutach wyszłam z łazienki i wpuściłam do niej zaspaną jeszcze Jully. Dzięki temu, że ze mną była szybko zapomniałam o śmierci dwóch najbliższych mi osób. A jednak nadal mam przed oczami ich porozrywane na części ciała. Po  zjedzeniu śniadania, postanowiłam jeszcze przed wyjściem do pracy odwiedzić Nicole. Nie przyjaźnimy się teraz już tak  bardzo. Po tym wszystkim co mi zrobiła. Po tym wszystkim czego się o niej i Peterze dowiedziałam. NIGDY WIĘCEJ NIE CHCE TAKIEJ PRZYJACIÓŁKI. Jednak jako ciężarna….. Strasznie głupio brzmi to słowo „ciężarna kobieta” nie wiem kto to wymyślił. Czuje się jakbym przytyła z dobre 20 kg. A jednak schudłam w ostatnim czasie dość dużo, przez co musiałam zapomnieć o bieganiu zawsze przed kolacją.
Kiedy po wyjściu z domu, doszłam do księgarni gdzie pracowała Nicole, zorientowałam się że ktoś mnie śledzi. Nie miałam pojęcia kto i po co to robi, ale czułam czyjś wzrok na sobie. W pewnym momencie zostałam złapana za rękę.
- Zostaw mnie ! – krzyknęłam
- Spokojnie. Alice, kobiety w twoim stanie nie mogą się tak martwić… i krzyczeć. – powiedział
- Nie mogłeś normalnie podejść tylko musisz mnie tak straszyć. – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Nie mogłem. Musiałem zrobić to w dość nietypowy dla ciebie sposób. – odpowiedział i przytulił mnie do siebie.
To był Mat. Nareszcie mogłam się z nim normalnie spotkać, bez żadnego ukrywania się. Nie widzieliśmy się całe dwa dni, a już za nim tęskniłam. Po prostu kiedy go nie było wariowałam z niepokoju.
- Gdzie ty się włóczysz tak rano ? – powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Nie ważne, lepiej powiedz gdzie się ty wybierasz.
- Do Ciebie – mówił
Przy nim znowu czułam że mogę żyć. Bez Petera……….




****
Przepraszam że była taka mega wielka przerwa, miedzy tymi rozdziałami ale kolonia, wakacje to wszystko. Teraz staram się to wszystko ze sobą powoli godzić. :D Miłych wakacji i czytania :D

Rozdział 19


Zimny powiew delikatnie musnął moją dłoń. Myślałam, że to najgorszy sen jaki mógł się stać.
- Nie przejmuj się Alice. Teraz wszystko się lepiej ułoży. Będziemy tylko my i… - przerwałam mu, te wstrętne rozmyślania.
- Milcz !- zawołałam z płaczem i rzuciłam się na bezwładnie leżące ciało Petera.
Było chłodniejsze niż zwykle. Jego głowa leżąca w innej części sali sprawiała ze czułam na sobie ciarki. Leżałam przez dłuższą chwilę przytulona do jego ręki i czekałam. Sama nie wiem na co. Przecież to było wiadome, że już nie wstanie i nie powie do mnie nic. Wiedziałam że nigdy nie zobaczę, jak się do mnie uśmiecha i jak mówi tak czule „Kocham Cię”. To przerażające uczucie, i niespodziewana śmierć wywarło mi w sercu nie znajomy do tej pory ból. Miałam jednak nadzieje, że to szybko minie. Nienawiść i zemsta, jeszcze  były dalekie od uczuć panujących w moim ciele i umyśle. Niby chciałam, aby Aleks poczuł to samo co on i Sara w momencie śmierci, ale ból i żałoba wypełniały mnie całą. Nawet nie wiem czy potrafię to opisać. Mentalność i łzy, tylko to towarzyszyło wtedy całemu sercu, które i tak już nie żyło.
-Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam, bardzo spokojnie, nie odwracając głowy w stronę mordercy.
- Alice… -zaczął – w naszym życiu przychodzą takie momenty, że my ’’dorośli ludzie”….wampiry musimy dbać o to co nasze i żeby nigdy nie doszło do zamieszania w świecie i jego warunkach.
- Nie pieprz mi o warunkach i życiu ! – podniosłam się z ziemi i lekko odepchnęłam Aleksa.
- Uspokój się ! Po prostu nie chciałem, żebyś musiała przechodzić to, do czego sama doprowadziłaś. – powiedział i usiadł
- O czym ty mówisz? – zapytałam  zaciskając zęby.
- Nie chciałem, dodatkowych ofiar i tego, żebyś musiała się tłumaczyć Peterowi ze swoich błędów. Wiemy oboje, że popełniłaś ich dosyć dużo, i wiemy także o tym że …ich nie żałujesz, ale Peterowi możesz oszczędzić tego wszystkiego.
- Aleks skończ ! Nie rozumiem o co ci chodzi, ale chcę żebyś wiedział że żałuje tego co zrobiłam jemu i Sarze. Mogłam poradzić sobie sama, ale ty wszystko zepsułeś. Rozumiesz? – krzyczałam i wybiegłam z zamku. Miałam dość.
Dalsza droga do domu nie sprawiała mi trudności. Raczej odbywałam ją żałobnie i powoli. Nie chciałam zapomnieć o tym wszystkim co zrobiłam za życia Petera i Sary. Miałam jedynie nadzieję, że wyrzuty sumienia kiedyś minął i, że dam rade o nich zapomnieć. Jeszcze dwa dni temu stałam pod tym drzewem, pragnąc z wszystkich swoich sił ocalić Petera, wraz z pomocą Sary, a teraz? Sama nie wiem co mam o tym myśleć. Zrobiłam źle. Wiem o tym dobrze, ale nie muszę chyba teraz płacić za wszystkie błędy popełnione za ich życia. W biegu i postaci hybrydy wróciłam do domu. Czekała tam na mnie Nicole, Robert i jakiś nieznajomy człowiek. Kiedy tylko przekroczyłam próg, ich spojrzenia gardziły moim powrotem i tym, że starałam się wszystkim innym pomóc.
- No i o co wam chodzi? – zapytałam zdejmując brudne buty i kurtkę.
- Dobrze wiesz o co. Gdzie Peter i Sara? – odpowiedziała pytaniem Nicole rozglądając się ze złością.
- I kto tu udaje debila? Przecież dobrze wiesz, że nie żyją już. – powiedziałam i …popatrzyłam na nieznajomego.
-Masz rację. Ale my ich nie zabiliśmy. Chcemy po prostu wiedzieć co się stało. Chociaż to mogłabyś nam powiedzieć. – powiedział pretensjonalnie Robert.
- Tylko, że powodu ich śmierci, nawet ja nie znam. – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę łazienki. Miałam dość dzisiejszego dnia i postanowiłam znaleźć chwilę dla siebie. Kiedy już po dłuższym odetchnięciu i odpoczynku zeszłam na chwilę na dół, czekała na mnie tam niespodzianka.
- Powinnaś była nas powiadomić, że wyjeżdżasz – powiedział Robert
-Nie miałam ochoty… - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę kanapy.
-Nie udawaj takiej ważnej. Kiedyś skończy ci się to dobre życie, i pożałujesz tego! – mówiła Nicole – Myślisz że chcieliśmy ich śmierci ?
Nie mogłam dłużej słuchać tego wszystkiego znieść. Ciągle ktoś się czepiał. Już miałam chwycić za klamkę drzwi, gdy zza rogu kuchni zawołał do mnie Rob.
- Jesteś w ciąży Alice….. – zawołał i przełknął porcję krwi.
Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć….. Ciąża? Ja? Hybryda?





Dreamer...xd

Rozdział 18


Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. Chciałam znać odpowiedzi na miliony pytań. Jednak co mogę zrobić? Chyba jedynie stamtąd uciec, ale nie wiem gdzie. Moje połamane serce nie wiedziało co robić. Z jednej strony wilkołaki i Aleks, a z drugiej Peter. To wszystko się strasznie różniło. Ale co działo się z Sarą? Zupełny bez sens. Przecież była ze mną. Z resztą Peter też i co? Boże, ile pytań w sekundę.
- Masz rację, My Lady dużo tych pytań… - powiedział nie oczekiwanie Aleks.
- Zostaw mnie! – Zaczęłam krzyczeć.
Nic potem nie odpowiedział. Miałam jedynie ochotę uciec od tych fałszywych wampirów. Ciekawość jednak nie dała mi spokoju, i zaczęłam się zastanawiać co z Sarą. Może coś jej zrobił albo, zabił. Po prostu urwał głowę, i tyle.
-Raczej wątpię. Nie miałem powodów do jej zabicia. Przyprowadziła mi ciebie, zostawiła i uciekła. Naprawdę nie miałem powodów do takiej kary – odpowiedział z szyderczym śmiechem. – Peter. Mógłbym Cię prosić?
Musiałam puścić swojego chłopaka, i oddać go Aleksowi. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Gdy chłopak wyszedł, z wampirem usiadłam na lodowatym murku. Co tutaj się działo? Czyli, Sara od początku wiedziała co …co on chciał zrobić i nic na to nie poradziła. Jędza…po prostu nic innego mi nie przychodzi do głowy. Ale co dziwniejsze, Aleks wiedział gdzie ona jest i jej nie zabrał. To nie ma sensu. Nic nie ma racjonalnego wyjaśnienia. Wystarczy uśmiechnąć się i udawać że wszystko jest OKEJ. Ale naprawdę, w środku krwawić i płakać. Nie ! Ja taka nie chcę być. Wstałam i zaczęłam kopać w gruby skamieniały mur. Piszczałam, po prostu chciałam się wyżyć, a nic innego mi nie przyszło do głowy.
- Dlaczego? – płakałam i zbierałam całą swoją odwagę.
Nie wiele jednak z niej jeszcze zostało. Czułam jakbym traciła wszystko po kolei i nic z tym nie dałoby się zrobić. To po prostu najgorsze uczucie.
- Alice, teraz twoja kolej. – zawołał wampir stojący w drzwiach.
Ku mojemu zaskoczeniu, nie był to Pet. Ale jeden z służących Aleksa. Ciekawe gdzie Peter. Może Aleks go wypuścił, czy coś. Szliśmy przez dość długi i ciemny korytarz. Przez malutkie okienka można było dostrzec trawę i kwiaty, jak z łąki. Jednak w zamku, wampirów musiało być ciemno. Nie każdy wampir potrafi odpowiednio ochronić się przed słonecznym światłem, jak ja czy reszta moich znajomych. Nie rozmawiałam przez całą tą podróż przez korytarz ze sługą. Bałam się cokolwiek powiedzieć. Wiedziałam, że mnie jako hybrydy nie da się zabić, ale jednak wolałam nie ryzykować. Nareszcie doszliśmy do wielkich szklanych, przyciemnianych drzwi. Tajemniczy wampir trzy razy, uderzył kołatką i wszedł do środka. W koncie stał Aleks. Kiedy mnie zobaczył zapalił świecę i rzucił na środek Sali.
- CO TY ROBISZ ? – zawołałam, po czym zobaczyłam w kącie porozrywane ciało Petera i Sary. Mnie też czekał taki los?

2000 :D

Hmm.. może dla was to nie jest wiele, ale dla mnie tak.
Tak szczerze tym razem, chcę podziękować.. wszystkim. Dosłownie.
Tym.. co czekają na więcej rozdziałów, żeby móc czytać więcej (...) ,
tym co czytają na bierząco,
Tym co komentują,
tym  co tylko i wyłącznie spamują..


Mimo wszystko dajecie wyświetlenia.
I jestem HAPPY : *





To koniec krótkiej notki, która mi się nasunęła :D
 Papapaapa <3  i THANK YOU <333


Rozdział 17 :D

Była 5;34. Za oknem wschodziło słońce, a w pokoju panowała napięta atmosfera. W końcu nie codziennie wyrusza się w pościg, za najpotężniejszym wampirem. Nie byłam na te wszystkie zdarzenia przygotowana, stały się one, bardziej pod presją dnia i kapeńki nie uwagi. I po raz kolejny wzięłam nie potrzebny mi oddech. Poszłam do mniejszego z pokoi, aby się przebrać. Wciągnęłam na siebie brązowe rurki, czarny top i brązową kurtkę. Szybkim i zwinnym ruchem związałam włosy w kucyk, a na twarz nałożyłam troszkę pudru i tuszu. Nakremowałam delikatne i suche ręce, po czym wróciłam do przyjaciółki. Obydwie byłyśmy strasznie  zdenerwowane. Sam fakt, że mogę zginąć budził we mnie lęk. W głowie zebrało się miliony myśli, i gdy popatrzyłam na Sarę, chciało mi się płakać. Słońce powoli wschodziło. Zbliżała się godzina, w której miałyśmy wyruszyć w drogę za przeznaczeniem. Popatrzyłyśmy się z Sarą pytająco na siebie. Musiałyśmy iść już. Wszyscy na dole jeszcze spali. Była 6. Kiedy wyszłyśmy na dwór, odczułyśmy chłód jaki panował na zewnątrz. Zaciągnęłyśmy na głowy kaptur i …poszłyśmy w stronę lasu. Gdy już znalazłyśmy się w środku, zaczęłyśmy bieg. Rozwijałyśmy dokładnie tę samą prędkość. Podczas biegu, rozmyślałam nad tym co się może jeszcze stać. W sumie cieszyłam  się że nie muszę tu być sama, ale mam złe przeczucia. Bardzo cierpiałam, z tego powodu. Nie miałam już siły.
-         Zatrzymajmy się na chwile – odpowiedziałam, i usiadłam pod drzewem
-         Co ci jest Alice? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałaś. – powiedziała i podała mi woreczek z krwią
-         Po prostu, wyczerpałam siły. Jakoś nie mam ochoty na długą i nie mającą sensu podróż. – mówiłam – Boli mnie to co mu zrobiłam. Nie chciałam żeby to tak wyszło. Nie panowałam nad tym wszystkim.
Kiedy to powiedziałam, Sara już nic nie mówiła. Chyba nie wiedziała nawet co ma powiedzieć. Z resztą sama namieszałam i muszę cierpieć. Wypiłam cały woreczek krwi. Nie byłam już tak wyczerpana. Wstałam i zaczęłyśmy biec. W mojej głowie tułały się jakieś nędzne wspomnienia o nim. Co powinnam w tej sytuacji zrobić? Nie mam pojęcia. Kiedy po 5 godzinach biegu, dotarłyśmy do małego miasteczka, Sara rozpoznała w nim swoją matkę. Ona ją też rozpoznała, ale nie biegła do niej z otwartymi ramionami. Zaczęła przed nami uciekać. Jednak my byłyśmy szybsze. Po kilku krótkich sekundach dogoniłyśmy ją.
-Czemu uciekasz ? – zapytała przeciskając ją do ściany
-         Nie mam zamiaru z wami rozmawiać.. – mówiła – Aleks i tak się z wami rozprawi
Popatrzyłyśmy się na siebie pytająco i puściłyśmy mamę Sary. Po chwili już jej nie było. Wzięłyśmy głęboki oddech i postanowiłyśmy, że ruszymy dalej. Nie miałyśmy nic do roboty w miasteczku, gdzie mieszkała miała matka mojej przyjaciółki. Przetarłam oczy z lekkiego zmęczenia. Wyjęłam z plecaka butelkę wody i ochlapałam nią twarz. Od razu poczułam ulgę. Mimo, że na dworze temperatura osiągała do 0 stopni. Jako hybryda było mi zawsze ciepło. Biegłyśmy dalej, ale wiedziałyśmy, że ta droga szybko się nie skończy. Postanowiłyśmy trochę zwolnić. Zaczęłyśmy rozmawiać i jakoś tak zleciały nam dwie godziny. Życie nie było takie kolorowe na jakie  się wydawało. To może i lepiej że nie jestem sama, bo chyba bym zwariowała. Szybkie oddechy mnie męczyły, a zimna woda nic nie dała.
-Musimy go szukać dalej ! – powiedziałam do niej i wstałam
- Nie ! Ty, moja Droga musisz odpocząć, a co do poszukiwań, to nie robi nam różnicy, czy zrobimy to za godzinę, czy minutę. On porusza się dość szybko i już może być 10 km dalej. Usiądź i odpocznij, rano pójdziemy dalej.
Nie mogłam w nocy spać. Czułam się pusta, a zarazem smętna. Widok zachodzącego słońca zburzył moją równowagę, a wszystko wokół zaczęło tracić sens. Wtedy sprawa stała się jasna. Kochałam go i nie mogłam narazić mojego chłopaka na krzywdę. Niestety nie starczyło mi czasu na dalsze morale, ponieważ sen stał się bardziej wymagający, a zmęczenie wzięło górę i zasnęłam. Kiedy rano po obudzeniu się poczułam obok siebie zimne i ciężkie powietrze, bałam się otworzyć oczy. Dłońmi namacałam kamienną posadzkę, która uwierała zimnem. Nogami nie mogłam ruszyć. Nareszcie postanowiłam otworzyć oczy. Wokół mnie nie było nikogo, jedynie małe okienko z kratami i duże drewniane drzwi. Po prostu zimno, ciemno i samotnie. Pusta cela wywierała strach i obrzydzenie, a woda spływająca po ścianach dawała do myślenia. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Zaledwie kilka minut temu patrzyłam na cudowny zachód słońca, a teraz.. Wzięłam nie potrzebny oddech i zaczęłam szarpać łańcuchami.
-Musisz wziąć oddech i szarpnąć z całej siły – nagle odezwał się ktoś wychodzący z cienia. Taki znajomy głos dał ukojenie mojemu sercu i całej duszy.
- Peter! – wrzasnęłam i rozrywając łańcuchy wstałam.
Pobiegłam w jego stronę i przytuliłam do siebie. To było coś, czego najbardziej potrzebowałam w tamtej chwili. Jego słodkie oczy patrzyły się na mnie jak na wariatkę, ale w głębi wiedziałam, że cieszył się. Jedyną rzeczą jakiej jeszcze pragnęłam to wolność i chwila odpoczynku z Nim.
- Jak … ty tu? – zapytałam i usłyszałam skrzypienie dużych drzwi.
Po kilku sekundach stanął w nich Aleksander. Zaczął klaskać w ręce i śmiać się szyderczo. Nie miałam pojęcia co powinnam zrobić w takiej sytuacji bez wyjścia. Brak słów, jedynie tak mogę określić to co działo się w moim umyśle.


*** 
Postanowiłam dalej prowadzić tę historię i ją skończyć..  na 30 rozdziałach.. lub 27 ; ) 

Rozdział 16 :)


Osłabłam. Byłam głodna i brudna. Przywróciłam swoją dawną postać i usiadłam nad jeziorem. Wzięłam kilka głębokich oddechów dla uspokojenia. Musiałam zawrócić. Nie zdołam ich dogonić, zapewne już są na miejscu. Tylko gdzie ? I po co Aleks miałby go porywać ? Nie mam pojęcia. Moja świadomość do mnie wróciła. Naszyjnik, tylko tak może zabrać i wyciągnąć ode mnie naszyjnik. Jaka ja jestem głupia. Dotknęłam swojego długiego wisiorka. Założyłam kosmyk włosów za ucho. Przyjrzałam mu się bliżej. I jednym zwinnym ruchem otworzyłam „zegarek”. W środku zauważyłam dwa stare zdęcia. I przyglądając im się uważniej, mogłam z pewnością stwierdzić, że znam te osoby. Może nie tyle co znam, ale widziałam je już gdzieś wcześniej. Nic z tego nie rozumiałam. Kim oni są ? I co mają wspólnego ze mną i hybrydami ? Wszystko staje się bardziej skomplikowane, a ja nic nie mogę na to poradzić. Gdyby tylko …Robert. On może będzie znał odpowiedzi na moje pytania. Po raz kolejny zmieniłam się w wilka i ruszyłam do mojego wynajętego mieszkania. Wracając skorzystałam z okazji i zapolowałam na małe stado saren, w pobliżu. Przynajmniej nie byłam już taka głodna, pomyślałam. Kiedy byłam już w domu, poszłam pod prysznic i dokładnie się umyłam. Miałam za sobą trudny pościg. Wychodząc z łazienki, sprzątnęłam rozbity wazon  i złapałam za komórkę. Wybierając numer Roba, patrzyłam przez okno. Po siedmiu sygnałach, usłyszałam jego głos.
-         Gdzie ty jesteś ? Alice… martwiłem się. – powiedział, ze smutkiem w głosie.
-         Jestem bezpieczna. Nie mów nikomu, że ze mną rozmawiasz. I proszę Cię spotkajmy się dzisiaj. Tylko szybko.
-         A coś się stało ? – zapytał z równym smutkiem
-         Tak, coś strasznego. – mówiłam bez przekonania w głosie. – Wyślę ci adres, i nikomu go nie pokazuj.
Nie słyszałam już nic. Rozłączył się, albo co gorsza sygnał się urwał. Ubrałam spodenki i koszulę. Wysłałam przyjacielowi adres budynku, w którym przebywałam. Zeszłam na dół, aby nie budzić podejrzeń właściciela. Poszłam do sklepiku na dole i kupiłam bułki i gumę do żucia. Musiałam trochę się wyluzować. Uśmiechając się sztucznie poszłam do siebie. Odpakowałam jedną gumę i wsadziłam do ust. Nie miałam na nic już siły i ochoty. Usiadłam na kanapie i czekałam aż pojawi się Rob. Było już dwadzieścia po dziesiątej rano. Włączyłam telewizję i poszłam puścić do prania swoje brudne rurki i dres. Nigdy nie puszczałam w domu prania. Nie miałam pojęcia jak to się robiło. Więc wlałam trochę mydła i wsadziłam do środka ubrania. Nadal nic się nie działo. Kliknęłam pierwszy lepszy guzik i kopnęłam z całej siły adidasem. Pralka wydała z siebie cichy odgłos po czym zaczęła pracę. Nareszcie, pomyślałam i wróciłam do oglądania. Nim skończył się film, przed budynkiem pojawił się mercedes Roberta. Chłopak wyglądał na zdenerwowanego. Po chwili wpadł do jej pokoju jak burza. Usiadł obok i czekał.
-         No mów ! Co się stało ? – krzykną chłopak
-         Petera, porwał Aleks. Nie wiem jak to się mogło stać. Ale się stało. – powiedziałam i usiadłam na krześle.
-         No i ? To jest ta ważna sprawa? – zapytał ze śmiechem
-         Tak ! Idioto, to twój brat, a mój chłopak..  – kiedy to powiedziałam zdałam sobie sprawę, że Rob tego nie wiedział
-         Twój kto ? Dziewczyno, po tamtej nocy ty mi mówisz, że to twój chłopak ? Wiesz co… jesteś po prostu puszczalska. – powiedział i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam jak odjeżdża.
W sumie i miał rację. Myślałam, że …są tanimi zabawkami na jedną noc. Teraz zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Kopnęłam z trzaskiem w telewizor. Później w kanapę, i krzesło. Miałam straszne nerwy. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i postanowiłam. Sama będę szukała Peta. Mimo tego, że mogę zginąć. Jutro z samego rana wyruszam. Tyle, że potrzebuje krwi, żeby nie umrzeć. Zeszłam na dół.
-         Przepraszam. – powiedziałam do jednej z siedzących na dole pań – Czy jest tu gdzieś w pobliżu jakiś szpital ?
-         Ależ jest, - odpowiedziała staruszka. – Tam kilka przecznic stąd. Mały szpital.
-         Bardzo dziękuje – oznajmiłam i wróciłam na górę.
Już wiedziałam skąd wezmę krew. Teraz pozostała sprawa czy wytrzymam. Trudno, jeśli osłabnę z sił to poczekam chwilę i pójdę dalej. Aleks to.. ojczym Sary. Ona musi wiedzieć gdzie on mieszka. Po raz kolejny chwyciłam za telefon.
-         Sara, - krzyknęłam ze łzami w oczach.
-         Alice? Kochana gdzie ty jesteś? Martwimy się o ciebie. –powiedziała
-         Mam prośbę – mówiłam – Aleksander to twój ojczym ?
-         Tak, a o co chodzi ?
-         Wyśle ci adres gdzie jestem i sama tu przyjedź
-         Okej, tylko nie uciekaj
Tym razem to ja się rozłączyłam. Czekałam z niecierpliwością na Sarę. Nareszcie pojawiła się. Wyjaśniłam jej wszystko, a ona chyba bardziej przejęła się tym niż Rob. Przytuliłam się do niej.
-         Pójdę tam z Tobą – odpowiedziała niespodziewanie
-         Nie musisz, naprawdę. Dam sobie radę. – powiedziałam
-         Ale chcę. I ci pomogę. Chyba nie odmówisz mi? – zapytała,   a ja się zgodziłam
-         Tyle, że potrzebujemy zapasu krwi. – mówiłam
-         Ja się tym zajmę. – odpowiedziała Sara i zniknęła
Siedziałam na łóżku i pakowałam ubrania i wodę do plecaka. Zabrałam także pieniądze, na pewno nam się przydadzą. Schowałam też telefon do kieszeni i głęboko do plecaka wisiorek. Nim się spakowałam, wróciła Sara. Miała torbę pełną krwi. Uśmiechnęłam się do niej przelotnie i usiadłyśmy przed oknem oczekując na ranek.


*** 

Hmm... znacznie mniej wyświetleń... no ale cóż...rozważam usunięcie bloga.. ale narazie będzie ;p

Rozdział 15


Patrzyłam na jego oślepiająco czerwone oczy. Miały w sobie, to coś. Tą leciuteńką iskierkę walki i mądrości. Jego twarz była sino biała, i miała wyraz ciągłej samotności. A przecież miał swą towarzyszkę. Patrzyliśmy się na siebie, gdy nasze oczy się spotkały, speszyłam się. Puściłam jego lodowatą dłoń. Widocznie go to zdziwiło, bo usiadł na łóżku tuż obok mnie. Przełkną ślinę  i jakby chciał coś powiedzieć, ale machnął ręką.
-         No mów Aleksie, po co za mną łazisz? – zapytałam poprawiając włosy
-         Jakby, rzecz biorąc. Chodzi mi o naszyjnik. Ale tobie też nie potrafię się oprzeć. – powiedział to i zaczął się do mnie zbliżać.
-         Stój ! – krzyknęłam trochę zła za jego reakcję pytania – Ja mam chłopaka! Jeszcze nie zerwaliśmy !
-         Myślałem, że ostatnia noc z Robertem wszystko przekreśliła .. – mówi, ale ja udawałam że nie słucham – Bo w sumie wiesz, on ci ufał. On jest dla Ciebie stworzony, a ty? Ciągle szukasz sobie pocieszenia w innych. Widzisz Sara i Nicole źle na Ciebie działają. Peter Ci nic nie zrobił, to na Nicole powinnaś być zła, a nie na niego.
-         Co ty wiesz o miłości ? Nigdy jej nie doświadczyłeś – powiedziałam, ze stu procentową pewnością siebie.
-         Ja? Ja jeszcze bardziej niż ty wiem czym ona jest. Mam ponad 1000 lat. Można powiedzieć że 1500 lat. Kiedy jeszcze byłem szlachcicem z rodziny królewskiej, były odprawiane różne bankiety. Ja oczywiście chodziłem na każde z nich. Kiedy osiągnąłem wieku 19 lat, udałem się na urodziny mojego ojca. Była tam jedna z córek, króla. Zakochałem się w niej, ale ona mnie zostawiła dla swojego brata. – powiedział, a mi zebrało się na śmiech
Nic nie mówiłam, przez dłuższą chwilę. Zaczęłam bawić się palcami, po czym przetarłam twarz dłońmi. Obróciłam się, ale Aleksa już nie było. Co mogło sprawić, że uciekł? Wzięłam nie potrzebny oddech i poszłam pod prysznic.  Czułam się strasznie brudna. Bolało mnie w środku to, że zostawiłam ich tam samych bez żadnego uprzedzenia.  Ale w końcu to mój i tylko mój wybór. Musiałam poukładać sobie życie. Bo to dzięki nim, teraz zmieniam się w wilka i … pije krew. Dobra, sama tego chciałam. Po co ja w ogóle wołałam Nicole do mnie na górę. Ubrałam się i wyprostowałam włosy. Podeszłam do okna. Włożyłam słuchawki do uszu i patrzyłam w ciemność nocy. Pomyślałam od razu o Peterze, gdy w słuchawkach usłyszałam piosenkę o miłości. Zmieniłam utwór, bałam się miłości? Nie, chyba. Poczułam głód, muszę coś zjeść. Wstałam i wyszłam na dwór. Nim się spostrzegłam biegłam w stronę lasu. Oczywiście w postaci wilka. Przystanęłam i spojrzałam przed siebie. Stała tam sarna. Patrzyła na mnie swoimi czarnymi oczami. A ja ? Zamiast kazać jej uciec, wbiłam swoje kły. Kły potwora, bez duszy. Zmieniłam się, ale czemu ? Czułam ból w sercu. Nie! Tak nie może być ! Ja nie czuje bólu!
-         Co się dzieje ? – usłyszałam za sobą jego głos. Odwróciłam się i rzuciłam mu na szyję.
-         Co tu robisz ? – zapytałam kiedy, mnie do siebie przytulił.
-         Słyszę twoje myśli. I czułem twój zapach. Nie mogłem …cię zostawić. – mówił i wziął mnie za rękę.
Patrzyłam w jego piękne oczy, w których odbijał się delikatny blask księżyca. Jego usta miały kolor beżowy, taki ładny. Z oka pociekła mu łza. Poczułam, że bardzo zabolała go moja zdrada.
-         Tak, boli. Bardzo ! – powiedział i popatrzył na mnie, a ja odwróciłam wzrok.
-         Przepraszam. Nie chciałam, to wyszło tak samo z siebie. Ten cały nasz związek wyszedł tak sam z siebie. Ja kochałam Roba, ale on mnie okłamał i ..to wszystko. Ty mnie wtedy przygarnąłeś. I.. się w Tobie zakochałam. – mówiłam nie patrząc się na niego.
Nic nie powiedział. Czułam jego wzrok na moim ciele. Widać, że zaintrygowało go to co powiedziałam. A może nie chciał tego właśnie usłyszeć? Muszę się dokładnie zastanowić, czy chcę z nim jeszcze być. Chyba, że już z nim wcześniej zerwałam. Moje myśli się za bardzo przytaczają do siebie. Decyzja jest tylko jedna i muszę ją podjąć. Wróciłam z nim do mieszkania. Poszłam do łazienki i przebrałam się w pidżamę. Ochlapałam twarz, wodą. Byłam strasznie zmęczona i wyczerpana. To pierwsze polowanie i … nowe życie. Czułam jak ostatnie resztki człowieczeństwa uciekają z mojego ducha. Serce staje się lodowate, a wszystkie inne uczucia stają się silniejsze. A może właśnie o to chodzi? Bardzo w to wątpię. Jednak dam szansę swojej miłości. Gdybym tego nie zrobiła…to chyba bym straciła resztę siebie. Złapałam się za głowę, zebrało mi się na wspomnienia. Nie mogłam do tego dopuścić. Gdybym teraz przypominała sobie wszystko od początku, to chyba bym się popłakała. Ogólnie temat mamy i taty budzi we mnie …smutek i tęsknotę. Zresztą to żadna nowość. Po śmierci matki musiałam dojść do siebie, i stało się to nawet szybciej niż oczekiwałam. Nie potrzebowałam niczyjej specjalnej pomocy. Chodź, …dostałam tę pomoc i to może właśnie ona  spowodowała, że szybciej doszłam do siebie. Właśnie Peter dał mi tą pomoc i nadzieje na lepsze chwile w moim życiu. To dzięki niemu jestem teraz tu, a nie w ciemnym lesie. Ale to przez niego jestem zmuszona zabijać ludzi i zwierzęta ! Moja gorycz wzięła górę nad emocjami i poniosło mnie. Jakby nagle pojawiło się światełko w ciemnym tunelu, a ja zaczęłam biec jak dzika w jego stronę. Nie kocham go ! To uświadomiłam sobie dopiero teraz. Ale nie powiem mu tego, za bardzo by go to zraniło. Więc trzeba to przemilczeć. Nagle usłyszałam jak wazon się rozbija i wybiegłam z łazienki. Okno było otwarte na oścież, a po Peterze nie było śladu. Aleksander….to jego sprawa. Pomyślałam i zakładając w biegu rurki i bluzę, skoczyłam przez okno. Nie było ich widać, ale czułam ich zapach. Można powiedzieć, że odór jaki wytwarzał Aleks. Zmieniłam postać. I zaczęłam biec tak szybko jak tylko umiałam. Może ich dogonię. Ciągle ta nadzieja widniała w mojej głowie.

***
Nie wiem czy wam się spodoba... x.xAle mam nadzieje, że tak :D

Rozdział 14


Dotarłyśmy  już do domu Sary. Było tam wiele osób. Praktycznie nikogo nie znałam. Ale każdy tańczył i bawił się. Uśmiechałam się do ludzi i mówiłam „Hej, ładnie dziś wyglądasz”. Tak.. to były kłamstwa. Byłam zadowolona z tego że wyciągnęły  mnie na zabawę.
 - Hej, jak masz na imię ? – powiedział chłopak którego wcześniej zauważyłam. Wyróżniał się ubiorem. Miał krótkie spodenki i bluzę.
      - Alice, a ty ? – odpowiedziałam
 - Billy…ładnie wyglądasz Ali. – powiedział i wziął mnie za rękę
 - Dziękuje, a gdzie idziemy ? – zapytałam troszkę zdezorientowana
 - Zatańczyć – powiedział
Stanęliśmy na środku salonu Sary i tańczyliśmy. Po kilku utworach doszło do mnie że rytm wpadł mi w ucho. Zaczęłam tańczyć jak … sama nie wiem jak to opisać. Minęło kilka godzin. Byłam taka zmęczona że poszłam do barmana. Dostałam drinka. Zaraz obok mnie zjawił się Billy.
 - A ty czemu siedzisz ? Trzeba tańczyć ! – mówił
- Nie! Zmęczyłam się, muszę odpocząć. I się napić- powiedziałam i odwróciłam się szukając Nicole. Chciałam z nią pogadać.
- No okej… - powiedział chłopak a ja wzięłam dużego łyka drinka
Nie pamiętam co się wtedy działo. Nie wiem ile to trwało. Bardzo możliwe że cały wieczór. Kiedy rano się obudziłam, leżałam w sypialni Sary na łóżku, a obok mnie Robert. Na szczęście byłam ubrana, ale nie w to co wczoraj. Miałam na sobie spodenki i koszulkę Sary. Robert miał na sobie tylko spodnie i … spał jak zabity. Zaczęłam się powoli wymykać z pokoju, ale nie postrzeżenie on stał już przede mną.
 - Gdzie się wybierasz? – zapytał i pchnął mnie na łóżko
- Co ty robisz ? – zapytałam i wybuchłam śmiechem
- Nie …nic… - powiedział i pocałował mnie przelotnie
Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka. Nagle odczułam silny ból. Przewróciłam się na dywan. Robert natychmiast zareagował i zaprowadził mnie do kuchni. Tam siedziała już Sara. Piła ona coś co przypominało wino, ale nim nie było. Od razu domyśliłam się że to krew. Po chwili dostałam do samo.
 - Ja mam to wypić? – zapytałam zdezorientowana
 - Nie ! Zjeść  – zawołał Peter zza drzwi
- Spadaj stąd. ! – krzyknęłam bez namysłu
- Jak mogłaś z nim to zrobić ?! – zaczął krzyczeć
Wszyscy się z niego śmiali. Nie wiem czemu. Peter był słodki ale bez przesady. Nie chciałam się mu tłumaczyć z moich przeżyć. Uważam że…nie powinien był się nawet w takim momencie o to pytać. Chociaż był jeszcze moim chłopakiem to czułam się pusto. I doszłam do wniosku że powinnam pobyć sama. Kilka godzin , może kilka dni, albo  i nawet tygodni. Wszyscy porozchodzili się do swoich pokoi. Ja siedziałam sama w kuchni. Siedziałam i …myślałam. Nad sensem mojej przemiany. Po pierwsze nikt mi nie wyjaśnił z jakiego powodu jestem hybrydą, a nie wampirem. Po drugie, pokłóciłam się ze swoim chłopakiem. Nie miałam sensu bawić się ani przebywać w jakim kol wiek innym towarzystwie. Musiałam odejść. Czułam w głębi lodowatego serca że muszę to zrobić. Po czterech smutnych godzinach doszłam do wniosku. Zrobię to dziś. Wstałam i zmieniając się w wilka, pobiegłam do domu. Szarpnęłam drzwi, które pod wpływem mojej siły wypadły z zawiasów. Karol siedział na kanapie i oglądał jakiś głupi film.
- Gdzie byłaś ? – zapytał nawet nie odwracając głowy na mnie
 - U Sary – powiedziałam wychodząc po schodach na górę.
Wyjęłam torbę z szafy i zaczęłam pakować do niej niektóre moje rzeczy. Książka, telefon i kilka ubrań. Wzięłam szczotkę do włosów i schowałam do torby. Przebrałam się w rurki i koszulkę na szelkach. Związałam włosy i ochlapałam twarz wodą.
 -Gdzie znowu idziesz? – zapytał brat
- Nie twój interes… - odpowiedziałam i otarłam twarz ręcznikiem
      - To znowu mam zostać sam. Fajnie dzięki – powiedział i wyszedł 
Nigdy nie przeszkadzało mu bycie samemu. Chociaż os śmierci matki się zmienił. Przestałam się nim zajmować, sama nie wiem co się ze mną dzieje. Głowa zaczęła mnie boleć, nic mnie nie męczyło ani szczególnie nie odczuwałam zmęczenia. Wreszcie nadszedł ten moment. Muszę opuścić ten dom, to otoczenie. Muszę zmienić swoje życie na lepsze. Ubrałam kurtkę, szalik i buty. Stanęłam przed zepsutymi drzwiami. Westchnęłam i wyszłam. Na dworze było zimno. Padał mroźny i piękny śnieg. Dzieci bawiły się, a dorośli chodzili na spacery. Zatęskniłam za Petem. Przypomniały mi się wszystkie piękne chwile. Nasze wspólne dni i noce. Nasze rozmowy i kłótnie. Wzięłam głęboki oddech, którego wcale jako hybryda nie potrzebowałam. Szłam w stronę lasu. Kiedy nie było już koło mnie ludzi zmieniłam się w wilkołaka i zaczęłam biec. Biec, przed siebie. Po kilku sekundach dotarłam do małego miasteczka. Nie znałam go nigdy dotąd. Na skraju zobaczyłam napis ; „ Do wynajęcia”. Od razu poszłam i zarezerwowałam ten domek sobie na dwie noce. Po wejściu do środka zobaczyłam, że był on nawet ładny. Bardziej myśliwski. Obłożony skórami zwierząt i ich głowami. Rzuciłam się na łóżko.
- Witaj Alice  - powiedział ktoś wchodząc do pokoju
 - Czego tu chcesz ? – zapytałam wstając
- Naszyjnika, a czegoż tu chcieć innego ? – powiedział znajomy
            - Nie oddam ci go !
- To się jeszcze przekonamy – powiedział i rzucił się na mnie
Co ja mam zrobić?     


***
Może się pośpieszyłam z dodaniem kolejnego rozdziału, ale mam nadzieje że was to ucieszy. Postanowiłam to dodać, ponieważ na moim bogu dobiliśmy do 1200 wyświetleń. Dziękuje jeszcze raz wam wszystkim ; *   

WIELKIE 1000 ;*

Dziękuje wszystkim, dosłownie wszystkim którzy tu wchodzą i to czytają. Dobiliśmy do 1000 wyświetleń. A może i nawet troszkę więcej. Mimo, że dużo was tu wchodzi najbardziej chcę podziękować :

Oli - za to, że była i jest ciągle. Za to, że zawsze mówiła mi prawdę na temat mojego czasem dziwnego stylu pisania. Dziękuje :* 

Rebe - za to, że chodź nie znam Cię za dłuugo, a i tak Kocham jak siostrę. Dziękuje szczególnie za to, że wchodzisz tu i zostawiasz ślad po sobie. <3


Nice - zostawiasz po sobie jakiś ślad. Cieszę się z tego i mam nadzieje, że to czytasz :D I ja tez bardzo lubię twojego bloga ;p 


Magdzie -bo wiem, że ty też tu wchodzisz i czasem nawet o tym rozmawiamy. Za tego niezapomnianego pączka na polskim ;D haha.. i za to że ogólnie jesteś ! :D


I wam wszystkim innym, którzy czytacie me "opowiadanie". Mam nadzieje, że zostawicie po sobie jakiś ślad, żebym mogła na drugi raz o was napisać... xd


Pisanie tego bloga sprawia mi straszną radość i mam nadzieje, że to szybko nie minie. Może nie których to śmieszy i w sumie wam się nie dziwie, ale i tak jestem z siebie dumna. Hahah, tak jestem dumna z siebie i mych zacnych 1000 odwiedzin. CZEKAMY NA 1100 :D


Rozdział 13 - Oczami Alice

(Oczami Alice) To było straszne. Nie wiem sama jak to wytrzymałam. Wewnątrz cała płonęłam, a na zewnątrz byłam zimna i blada. Odczuwałam silny ból brzucha. Nie wiedziałam co było powodem tego, ale to czułam. Głowa jakby zaraz miała mi wybuchnąć. Kości się zrastały, a krew w żyłach zaczęła zmieniać się w lód. W tym momencie uświadomiłam sobie jak wiele znaczyło dla mnie życie człowieka. Wzięłam głęboki oddech, ale oczu nie mogłam ciągle otworzyć. Jakby się zlepiły nie wiadomo jak silną mazią. Poczułam wokół siebie zapach …perfumy. I jakiś smród. To chyba Nicole. Z drugiej strony bardzo silny zapach słodkiej wanilii i kwiatów. To zapewne Sara pomyślałam i od razu otrzymałam jej obraz w pamięci. Zaczęłam się śmiać. Nie wiem z czego, nie wiem po co ani …nic nie wiem. Mój śmiech był przerażająco dziwny. A w następnym momencie usłyszałam coś …Albo kogoś. Był to przyjemny dźwięk dla moich uszu, a może to po prostu głos Petera. Tak. To jest jego głos. I naraz śmiech ustał, a w moich oczach pojawiły się łzy. Moje poczucie człowieczeństwa umierało. Nic nie mogłam zrobić. Działo się to samo i tak automatycznie. W jednej chwili smutek ustał. Nie wiedziałam co będzie kolejne. Rozżalenie, a może zachwyt. Tułało się we mnie pełno nie odkrytych myśli i przeczuć. Moje marzenia straciły sens, a życie nie miało jakiego kol wiek znaczenia. Przypomniało mi się dzięki komu jestem teraz w takiej sytuacji. Nicole. Kiedy tylko zacznę nad sobą panować …to nie wiem co jej zrobię. Po raz kolejny na moją twarz powrócił nie szczery i wymuszony uśmiech. To był jak nie wyraźny sen, który dobiegał już końca. Powoli dochodziłam do siebie. I mogłam otworzyć już oczy. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam był Robert. Jego promienny i wesoły uśmiech od razu postawił mnie na nogi. Dopiero teraz zobaczyłam biel jego kłów i bladą jak ściana karnacje. Patrzył się na mnie, nie jak na wariatkę, ale jak na biedaka który potrzebował pomocy. On gotów był jej udzielić. Podał mi swoją dłoń. Z początku nie wiedziałam co zrobić, ale kiedy po 5 sekundach mój umysł zaczął pracować umiarowo zrozumiałam że chce mi pomóc wstać. Skorzystałam z pomocy chłopaka. Kiedy już siedziałam na kanapie w salonie, nikogo nie było. Oczywiście oprócz mnie i Roba. Gdzie jest Pet? A zdrajca i morderca gdzie? - Wyszli na dwór – odpowiedział śmiejąc się – Moja kochana możesz się teraz porozumiewać telepatycznie, poprzez dotyk. Każda osoba jaką dotkniesz usłyszy twoje myśli - Co się działo ? ile dni minęło od… - nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa - Od …twojej śmierci ? – zapytał chłopak podając mi szklankę wody, skrzywiłam się – Nawet wampiry piją wodę słońce. Nie zwróciłam uwagi na jego słowa. Wybiegłam na dwór.. zazwyczaj zajmowało mi to z 20 sekund, a dzisiaj nawet mniej niż jedną. Ale byłam szybka. W oddali stali Sara, Peter i Nicole. Już miałam do nich podbiec, kiedy złapał mnie za rękę Robert. - Nie możesz do nich iść ! – powiedział stanowczo - Czemu ? – zapytałam i wyrwałam swoją rękę - Nicole, ona cię zabiła i …jest jej z tym źle. Ona cię chce dobić, żebyś nie była wampirem. Bo wiesz od teraz jesteś jej wrogiem. My wampiry nie lubimy jej gatunków. Nie chciałam w to wierzyć. Ona mi to zrobiła i w dodatku chce mnie dobić. Nie rozumiem tego. Ale chciałam się trochę zabawić jej kosztem. Wyrwałam się z rąk Roberta i podbiegłam do nich. Nicole odsunęła się, a ja rzuciłam się na nią. Uderzyłam pięścią w twarz i cisnęłam nią o drzewo stojące w ogrodzie. Natychmiast odczułam ulgę i przewagę. Nie przewidziałam jednak że….Nicole zmieni się w wilka i ucieknie do lasu. Nie wiedziałam że jest takim tchórzem. Ruszyłam za nią w pościg i …stało się coś niesamowitego. Zmieniłam się w wilka. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia ale była zabawa. Miałam czarną bujną sierść i jasne niebieskie oczy. To całe zajście okazało się częścią planu. Zatoczyłyśmy koło, i wpadłyśmy jak głupie do mojego ogrodu. -Podoba się ? – zapytał Peter podchodząc do mnie - Spadaj ! – zasyczałam, sama nie wiem dlaczego. Teraz moje uczucia były silniejsze. Radość była szaleństwem, a złość ochotą na zabicie. - Okej młoda wyluzuj ! – powiedziała Sara i przytuliła mnie – Witamy w rodzinie Rodzina ? Ja ? Nie to musiała być jakaś pomyłka pomyślałam wtedy. Ale pozostaje jedno pytanie. Czemu zmieniłam się w wilkołaka tak jak Nicole, skoro to Peter mnie zmienił ? Miałam jeszcze wiele pytań na które szukałam odpowiedzi. Nie znalazłam jej. No ale cóż tak już w życiu bywa. -Dzisiaj zapraszam na zabawę do mnie! – oznajmiła Sara – będzie muza, alkohol i chłopaki. Będziesz mogła sobie któregoś wybrać - Nie bój się Al. Mnie tam nie będzie – powiedział Peter i ruszył w stronę swojej willi. Impreza ? Brzmi fajnie, ale czy dam radę. Bo to w sumie trochę trudne. Ale się postaram. W końcu będę wyglądała pięknie. - Zrobimy cię na bóstwo ! – krzyknęły dziewczyny, a ja byłam totalnie zaskoczona - Ja lecę, to widzimy się wieczorem – oznajmił Robert i pocałował mnie w policzek. Nawet nie wiedziałam kiedy to się stało ale znalazłyśmy się w moim pokoju. Nicole grzebała w moich kosmetykach, a Sara w ubraniach. Nadal nie wiedziałam o co tyle zachodu. Sara wybuchła śmiechem. - Ty w tym chodziłaś? – zapytała podnosząc w górę czerwoną wielką sukienkę. - Nie ! Mama mi to dała – zaczęłam się śmiać razem z nimi - Trzymaj to ! Będziesz wyglądała pięknie – powiedziała i rzuciła we mnie krótką sukienką. Była ona koloru czerwonego, z czarnym pionowym zamkiem. - Nie mogę ! – krzyknęłam i zakryłam się rękami. Kiedy Sara to usłyszała wepchnęła mnie do łazienki gdzie czekała na mnie Nicole. Ubrałam sukienkę z niechęcią. Ale muszę przyznać że nie była taka strasznie krótka. Nawet było mi w niej ładnie. Moje przyjaciółki zadbały także o makijaż. Spięły mi włosy w koka, a na twarz nałożyły tusz, kredki i masę cieni. Nie mogło oczywiście zabraknąć czerwonej szminki. Buty pozwoliły mi wybrać same, ale miałam do wyboru, albo wysokie obcasy, albo na koturnie. Co to za wybór ? Żaden ale dla nich wielka szansa. Ja byłam gotowa i one też. Najmniej czasu poświęciła sobie Sara, a wyglądała z nas najlepiej. Miała miętową spódniczkę, czarną koszulę, czarne rajstopy i …miętowo-zielone szpilki. Wyglądała pięknie. A najbardziej to podkreślało jej długie brązowe włosy i czerwono-miodowe oczy. Wsiadłyśmy do samochodu Nicole i po 20 minutach jazdy byłyśmy już na miejscu. Nie chciałam tam wchodzić, ale zostałam do tego bardzo boleśnie i wulgarnie zmuszona.

Podziękowanie ;*

Dziękuje wszystkim, którzy wchodzili na tego bloga :*
Mamy juz 777 wyświetleń ... i to dla mnie naprawdę ważne, abyście nadal wchodzili  i nie załamywali się moimi słabymi rozdziałami :)
Dziękuje szczególnie :
Alex :*, Magdzie :), Rebe :D
Jesteście ze mną i mimo wszystko zawsze mówicie mi prawde, na temat tego... (nie wypowiem się)
Mimo, że to nie mój pierwszy, ani ostatni blog mam nadzieje, że go nigdy nie zawiesze ani się nie poddam :D

Dziękuje jeszcze raz za te 777 wyświetleń i czekamy na 888 ;*


Rozdział 12

Alice nie wiedziała co powinna zrobić. Jeszcze wczoraj zastanawiała się nad sekretem wisiorka, a dzisiaj… Dzisiaj nie ma już nic. Nawet chłopak i przyjaciółka ją zostawili i nawet nie pocieszyli.Przypomniała sobie ostatnią noc w towarzystwie Petera i uśmiechnęła się do swoich myśli. Nie miała pojęcia dlaczego, ani po co …ale to zrobiła. Potrzebowała teraz spokoju, ale …po dłuższym zastanowieniu…jednak bardziej miłości i czułości. Nie miała pojęcia co takiego ważnego wiedział Peter. Może chodziło o naszyjnik, a może o wiele innych rzeczy. Dziewczyna siedziała tak i myślała, nie miała co dzisiaj robić. Już chciała sięgnąć po telefon, aby zadzwonić do Mata. Ale przypomniała sobie że się pokłócili. To już była porażka. Jednak Alice nie chciała się poddawać i okazywać na sobie złości i samotności. Weszła do łazienki i dopiero wtedy przypomniała sobie o zmianie jaka zaszła na zewnątrz …zresztą podobnie jak wewnątrz. Czarne włosy teraz bardziej podkreślały jej bladą i smutną cerę. Usta powoli zaczęły przybierać kolor raz beżowy, a raz jasnoróżowy. Po kilku bez sensownych minutach patrzenia się w lustro, naszła ją ochota na spacer po ośnieżonych ulicach miasteczka, lub chociaż parku. Ubrała kurtkę i buty. Wyszła. Od razu na opuszkach palców odczuła zimno. Schowała dłonie do kieszeni. Szła dokładnie przed siebie, może jednak nie tak dokładnie. Kiedy szła uliczką każdy się jej przyglądał, ale kiedy weszła do parku, nikt nie zwracał na nią uwagi. Podeszła do drzewa i usiadła na starym ośnieżonym pniu. Po kilku nudnych minutach postanowiła udać się nad rzekę. Nikogo tam nie było.  Można nawet powiedzieć, że nie było śladu aby ktokolwiek tam kiedyś był. Dla Alice było to i lepiej. Stanęła nad brzegiem rzeki i wpatrywała się w lekko falującą taflę wody. Dostrzegła w niej swoje odbicie i natychmiast się skrzywiła. Nie podobało jej się. Lecz kiedy zaczęła przyglądać się coraz bardziej, stwierdziła że jest w niej jakieś piękno, którego nie opiszą żadne słowa. W pewnym momencie w tafli wody zobaczyła odbicie, innej osoby. Odwróciła się nerwowo i zobaczyła Roberta.

-Co ty tutaj robisz ? – zapytała dziewczyna, nawet nie patrząc na niego

-Szukałem Cię, nie chciałem żeby ci się coś stało. – mówił chłopak delikatnie tuląc Alice do siebie

-Akurat – powiedziała odsuwając się na bok – Uciekłeś pierwszy razem z Sarą. A nas zostawiłeś. Zadajesz się z kimś, kto uwięził moją przyjaciółkę. No….może i teraz nie jest moją przyjaciółką. Tak samo jak Peter, chłopaki

-No przepraszam ale to tak nie miało być. Nie chciałem ciebie zostawić. Ja wiem że ty coś jeszcze do mnie czujesz. Nie mówię  że ja do ciebie nie. – powiedział chłopak i uśmiechną się

-Daj spokój ja do ciebie nic nie czuje ! – mówiła Al.- Ja kochałam tylko Petera, ale wiem że on mnie już nie kocha. Zresztą, powiedz mi co takiego się dowiedzieliście

-Nic, nic się  nie dowiedzieliśmy nowego, wiesz to samo co my. – powiedział chłopak

-Peter coś wie ! On wie coś i ty też !  Nie rozumiem dlaczego mnie okłamujecie ? – mówiła dziewczyna

-No….masz racje wiemy coś czego ty nie wiesz. Ale to jest sprawa życia i śmierci. – powiedział i po chwili już go nie było.

Alice nie miała już po co żyć. Poszła na miasto i chodziła bez sensu po sklepach. Po kilku męczących godzinach wróciła do domu. Tam czekał już na nią Peter.

-Czego tu chcesz? – zapytała i poszła do kuchni

-Chce ci to wyjaśnić… Moim zdaniem powinnaś to wiedzieć – powiedział i ruszył za nią

-A może ja już nie chce tego wiedzieć – mówiła dziewczyna – Może mnie to wcale już nie obchodzi. Chcę mieć w końcu spokój i nie być mieszana w te wasze sprawy „Życia i śmierci”.

-         Skąd wiesz  że to sprawa „Życia i śmierci”. ? – mówił

-Myślisz że jestem taka głupia. Widziałam się z Robertem i powiedział mi to. Może i miał racje, a ta wczorajsza sytuacja była zgodna z naszym zerwaniem.

-Nie! Przecież to nic takiego, że Niechciałem ci powiedzieć bo się o ciebie martwię. – mówił

-Nie mam innego wyboru Pet.

Chłopaka oburzyło zachowanie i decyzja Alice. Miał poczucie że mogą się pokłócić, ale żeby zerwanie? Nigdy nie przyszło by mu do głowy, że za takie coś może się zakończyć ich związek. On nie miał nic do gadania. To jak zwykle decyzje podjęła Al. Nie chciał jej ustępować, ani zgadzać się z nią. Uważał to za zwykłą pomyłkę. No ale cóż, ona sama tego chciała. Dziewczyna widocznie była zadowolona ze swojej decyzji. Musiała trochę odpocząć znowu! Wyszła po schodach na górę. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i sięgnęła do szuflady na dnie komody. Wyjęła z niej paczkę papierosów.

-Dawno nie paliłam – powiedziała sama do siebie i wyszła na balkon.

Uśmiechnęła się sama do siebie i zapaliła papierosa. Wróciły do niej wspomnienia z przed śmierci matki. To właśnie przez papierosa pozwoliła matce umrzeć.

-Alice ! – usłyszała głos dobiegający z pod balkonu.

-Czego tu szukasz ? – zapytała opryskliwie wydmuchując dym

-         Pogadać. Mogę wejść? – powiedziała

-         Jak chcesz

-         Co z Petem ? Dlaczego z nim zerwałaś? Chociaż poczekaj chyba znam twoje zdanie –mówiła- On chciał cie ochronić, przed Aleksandrem, a ty Alice nic. Zrywasz z nim. Okej nie powiedział ci, ale to tylko dlatego że  to jest ważna sprawa. Możesz się tego brzydzić, albo nie uwierzyć i stwierdzić że …kłamiemy.

-         Nie ! Ja bym chciała wiedzieć. Bo to w sumie dotyczy mnie, ciekawe gdyby to dotyczyło ciebie też byś chciała. Nikogo nie obchodzi moje zdanie ! – krzyknęła Alice

-         Zamknij się! – krzyknęła za nią Nicole i pchnęła.

Nicole zrobiła to jednak trochę za mocno. Siedemnastolatka wypadła przez barierkę i spadła na trawę. To było straszne. Wszędzie pełno krwi, a na środku leżała nie przytomna i umierająca Al. Jej przyjaciółka sięgnęła po telefon.

-         Peter ! Alice …wypadła z balkonu ! proszę przyjedź tutaj ! – płakała Nicole.

Po kilku sekundach pod balkonem stał Peter. Wpatrywał się w umierającą dziewczynę. Zbierał siły, aż w trzeciej sekundzie zrobił to. Wbił swoje ostre kły w jej martwą szyję. Wiedział że nie powinien tego robić, ale nie miał innego wyboru. Razem z Nicole przenieśli NOWĄ do salonu. Chłopak musiał iść posprzątać. Wokół tego miejsca było wiele krwi. Nie postrzeżenie dla wszystkich pojawił się w domu Al. Robert z Sarą.

-         Co tu się stało ? – zapytała wampirzyca.

-         Zepchnęłam Al. Z balkonu. – powiedziała Nicole patrząc na ciało

-         Co zrobiłaś ? Wiesz że umrze !? – wrzasną Robert

-         Nie… Peter ją przemienił. Ale to naprawdę było nie umyślnie. – tłumaczyła

Robert, Sara i Nicole siedzieli teraz nad ciałem Alice i czekali aż jad Petera zacznie działać. Ale to nie był jedyny problem w ich wiecznym życiu. Bo tym ważniejszym problemem było poczucie, że siedemnastolatka jest nie pokonanym hybrydą na ziemi i wszechświecie.

Fani