Rozdział 24

Lekki deszcz. Ellie Goulding w radiu. Dym, pełno dymu. Taka szara rzeczywistość. Stoję w oknie i patrzę na ludzi przechodzących obok naszego mieszkania. Odkąd znaleźli u nas w mieście jakieś niedopałki z wojny ciągle kręcą się tutaj setki ludzi. Niestety nic nie możemy na to poradzić. Zgasiłam peta i poszłam nastawić wodę na kawę. Mała dzisiaj śpi u Mata. Nie wiem jak poradzę sobie w rozmowie z nim. Myślę, że jakoś dam radę. W dodatku dzisiaj spotykam się z nowo poznanym Dylanem, Szczerze mówiąc byłam pewna, że oleję go, ale kiedy był taki pewny siebie i szarmancki to..nawet mi się spodobał.
-Gotowy? - zawołałam, kiedy usłyszałam otwierające się drzwi łazienki.
-Prawie, ale mała jeszcze śpi. - mrukną i wziął do ręki skręta.
-Pani Simpson, zgodziła się z nią zostać na chwilę. Wiesz Pet mamy dużo spraw do załatwienia na mieście. Przynajmniej ja...-powiedziałam i zerknęłam na zegarek. Była 8;23, a o 10 miałam spotkanie z miejscowym adwokatem, musiałam w końcu załatwić sprawę ojcostwa Mata..
-Nie lubię tej babki, dla mnie jest taka...
- ...nie miła? Dziwisz się? Za każdym razem kiedy tutaj śpisz muzyka i nasze łóżko jest tak głośno, że kobieta nie długo całkowicie ogłuchnie. - opowiedziałam i dopiłam ostatni łyk kawy. Za dwie minuty wychodzimy Peter. Nie wiem czy ty, ale ja chcę mieć to już za sobą.
Takie jest życie matki, która nie wiedziała dokładnie z kim chce być, Teraz musi łazić po sądach, prawnikach i innych duperelach. Niestety no jestem pewna, że Maja to dziecko Petera. W sumie nie wiem czy to źle czy dobrze, ale jakoś to będzie. Kiedy pani Simpson przyszła, mojego "kochanego" partnera nie było już w domu. Chciał za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z naszą sąsiadką. Zostawiłam jej wszystkie wskazówki dotyczące posiłków i zabaw dla małej oraz godziny kiedy przyjedzie po nią Mat, jeżeli byśmy nie wrócili na czas. Oczywiście w duchu modliłam się, żebym nie zdążyła.. Kiedy byłam już pewna, że zostawiam Majkę pod dobrą opieką, wybiegłam z mieszkania i szybko pojechaliśmy do miasta.
-Alice...wiesz że jeżeli nie chcesz to ja nie muszę wyjeżdżać. - powiedział
- Peter to twoja rodzina. Brat, siostra. Musisz im pomóc. Nie jestem w stanie cię zatrzymywać, a wiesz dobrze, że chciałabym żebyś został. Jednak nie wybaczę ci jeśli to zrobisz. - mruknęłam i szybko dodałam- Nie martw się, damy sobie radę. Obiecuję.
- Chodzi mi tylko o te sądy, To konieczne..i ona musi u niego spać i go odwiedzać?
- Aż sprawa nie będzie przedstawiona czarno na białym, on ma prawo ją odwiedzać...nic nie poradzę. -mówiłam - To tutaj. Nie przejmuj się Peter. Zobaczymy się za miesiąc.
- Chcę z tobą spędzić dzisiaj jeszcze trochę czasu przed wylotem.
- O której masz samolot - dodałam
- Coś przed 13, wyrobisz się? - szepnął i pocałował w policzek.
- Hmm...postaram się coś wymyślić, Może przerwa na lunch?
- Wyślij mi SMS  gdzie i kiedy, a się zjawię. Do zobaczenia... - powiedział, kiedy wysiadałam z samochodu
Godzina 9;36, jeszcze zdążę napić się kawy i biegiem do kancelarii. Idąc przed Voul Life Center przeglądałam plany na dzisiaj. Każda sekunda dokładnie przemyślana.
" ... 10;00 - kancelaria
11;30 - zmiana w księgarni 
12;00 - lunch 
16;15 - koniec zmiany i powrót do domu 
18;09 - spotkanie z Dylanem .."
Nie mogłam się doczekać chwili wytchnienia. Dopijając kawę poszłam na umówione spotkanie z adwokatem.
Godzinę później spotkanie kończy się, a wszystko stoi na dobrej drodze. Mrs. Loper powiedział, że mam sporę szansę na zatrzymanie córki u siebie, jeżeli tylko moja sytuacja finansowa oraz rodzinna nie zmieni się. To znaczy, że muszę mieć kogoś do opieki oprócz mnie, Uf..dobrze, że mam jeszcze Petera.. może nie długo jeszcze Dylana. Ale to nic pewnego.
-Witamy !! - usłyszałam głos Matyldy tylko co wchodząc do księgarni
- Jejku!! Jak ja się za tobą stęskniłam. -uścisnęłam ją bardzo mocno
Nie widziałyśmy się już od dawna. Miałam urlop, a ona dopiero co wróciła z wakacji. Ona to ma szczęście. Bogaty facet, luksus, a księgarnia to tylko źródło odpoczynku.
Niestety nie znalazłam czasu dla Petera. "Przykro mi Skarbie nie dam rady się spotkać dzisiaj już. Wybacz." Tak brzmiał mój SMS. Po czym rozładował mi się telefon. To się nazywa mieć szczęście ALICE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fani