Osłabłam.
Byłam głodna i brudna. Przywróciłam swoją dawną postać i usiadłam nad jeziorem.
Wzięłam kilka głębokich oddechów dla uspokojenia. Musiałam zawrócić. Nie zdołam
ich dogonić, zapewne już są na miejscu. Tylko gdzie ? I po co Aleks miałby go
porywać ? Nie mam pojęcia. Moja świadomość do mnie wróciła. Naszyjnik, tylko
tak może zabrać i wyciągnąć ode mnie naszyjnik. Jaka ja jestem głupia.
Dotknęłam swojego długiego wisiorka. Założyłam kosmyk włosów za ucho.
Przyjrzałam mu się bliżej. I jednym zwinnym ruchem otworzyłam „zegarek”. W
środku zauważyłam dwa stare zdęcia. I przyglądając im się uważniej, mogłam z
pewnością stwierdzić, że znam te osoby. Może nie tyle co znam, ale widziałam je
już gdzieś wcześniej. Nic z tego nie rozumiałam. Kim oni są ? I co mają
wspólnego ze mną i hybrydami ? Wszystko staje się bardziej skomplikowane, a ja
nic nie mogę na to poradzić. Gdyby tylko …Robert. On może będzie znał
odpowiedzi na moje pytania. Po raz kolejny zmieniłam się w wilka i ruszyłam do
mojego wynajętego mieszkania. Wracając skorzystałam z okazji i zapolowałam na
małe stado saren, w pobliżu. Przynajmniej nie byłam już taka głodna,
pomyślałam. Kiedy byłam już w domu, poszłam pod prysznic i dokładnie się
umyłam. Miałam za sobą trudny pościg. Wychodząc z łazienki, sprzątnęłam rozbity
wazon  i złapałam za komórkę. Wybierając
numer Roba, patrzyłam przez okno. Po siedmiu sygnałach, usłyszałam jego głos. 
-        
Gdzie ty jesteś ? Alice… martwiłem się. – powiedział,
ze smutkiem w głosie. 
-        
Jestem bezpieczna. Nie mów nikomu, że ze mną
rozmawiasz. I proszę Cię spotkajmy się dzisiaj. Tylko szybko. 
-        
A coś się stało ? – zapytał z równym smutkiem 
-        
Tak, coś strasznego. – mówiłam bez przekonania w
głosie. – Wyślę ci adres, i nikomu go nie pokazuj. 
Nie słyszałam już nic.
Rozłączył się, albo co gorsza sygnał się urwał. Ubrałam spodenki i koszulę.
Wysłałam przyjacielowi adres budynku, w którym przebywałam. Zeszłam na dół, aby
nie budzić podejrzeń właściciela. Poszłam do sklepiku na dole i kupiłam bułki i
gumę do żucia. Musiałam trochę się wyluzować. Uśmiechając się sztucznie poszłam
do siebie. Odpakowałam jedną gumę i wsadziłam do ust. Nie miałam na nic już siły
i ochoty. Usiadłam na kanapie i czekałam aż pojawi się Rob. Było już
dwadzieścia po dziesiątej rano. Włączyłam telewizję i poszłam puścić do prania
swoje brudne rurki i dres. Nigdy nie puszczałam w domu prania. Nie miałam
pojęcia jak to się robiło. Więc wlałam trochę mydła i wsadziłam do środka
ubrania. Nadal nic się nie działo. Kliknęłam pierwszy lepszy guzik i kopnęłam z
całej siły adidasem. Pralka wydała z siebie cichy odgłos po czym zaczęła pracę.
Nareszcie, pomyślałam i wróciłam do oglądania. Nim skończył się film, przed
budynkiem pojawił się mercedes Roberta. Chłopak wyglądał na zdenerwowanego. Po
chwili wpadł do jej pokoju jak burza. Usiadł obok i czekał. 
-        
No mów ! Co się stało ? – krzykną chłopak
-        
Petera, porwał Aleks. Nie wiem jak to się mogło stać.
Ale się stało. – powiedziałam i usiadłam na krześle. 
-        
No i ? To jest ta ważna sprawa? – zapytał ze śmiechem 
-        
Tak ! Idioto, to twój brat, a mój chłopak..  – kiedy to powiedziałam zdałam sobie sprawę,
że Rob tego nie wiedział 
-        
Twój kto ? Dziewczyno, po tamtej nocy ty mi mówisz, że
to twój chłopak ? Wiesz co… jesteś po prostu puszczalska. – powiedział i
wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam jak odjeżdża. 
W sumie i miał rację.
Myślałam, że …są tanimi zabawkami na jedną noc. Teraz zdałam sobie sprawę z powagi
sytuacji. Kopnęłam z trzaskiem w telewizor. Później w kanapę, i krzesło. Miałam
straszne nerwy. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i postanowiłam. Sama będę
szukała Peta. Mimo tego, że mogę zginąć. Jutro z samego rana wyruszam. Tyle, że
potrzebuje krwi, żeby nie umrzeć. Zeszłam na dół. 
-        
Przepraszam. – powiedziałam do jednej z siedzących na
dole pań – Czy jest tu gdzieś w pobliżu jakiś szpital ? 
-        
Ależ jest, - odpowiedziała staruszka. – Tam kilka
przecznic stąd. Mały szpital. 
-        
Bardzo dziękuje – oznajmiłam i wróciłam na górę. 
Już wiedziałam skąd wezmę
krew. Teraz pozostała sprawa czy wytrzymam. Trudno, jeśli osłabnę z sił to
poczekam chwilę i pójdę dalej. Aleks to.. ojczym Sary. Ona musi wiedzieć gdzie
on mieszka. Po raz kolejny chwyciłam za telefon. 
-        
Sara, - krzyknęłam ze łzami w oczach. 
-        
Alice? Kochana gdzie ty jesteś? Martwimy się o ciebie.
–powiedziała 
-        
Mam prośbę – mówiłam – Aleksander to twój ojczym ? 
-        
Tak, a o co chodzi ?
-        
Wyśle ci adres gdzie jestem i sama tu przyjedź
-        
Okej, tylko nie uciekaj 
Tym razem to ja się
rozłączyłam. Czekałam z niecierpliwością na Sarę. Nareszcie pojawiła się.
Wyjaśniłam jej wszystko, a ona chyba bardziej przejęła się tym niż Rob.
Przytuliłam się do niej. 
-        
Pójdę tam z Tobą – odpowiedziała niespodziewanie 
-        
Nie musisz, naprawdę. Dam sobie radę. – powiedziałam 
-        
Ale chcę. I ci pomogę. Chyba nie odmówisz mi? –
zapytała,   a ja się zgodziłam 
-        
Tyle, że potrzebujemy zapasu krwi. – mówiłam
-        
Ja się tym zajmę. – odpowiedziała Sara i zniknęła 
Siedziałam na łóżku i
pakowałam ubrania i wodę do plecaka. Zabrałam także pieniądze, na pewno nam się
przydadzą. Schowałam też telefon do kieszeni i głęboko do plecaka wisiorek. Nim
się spakowałam, wróciła Sara. Miała torbę pełną krwi. Uśmiechnęłam się do niej
przelotnie i usiadłyśmy przed oknem oczekując na ranek. 
*** 
Hmm... znacznie mniej wyświetleń... no ale cóż...rozważam usunięcie bloga.. ale narazie będzie ;p
