Rozdział 21

Kolejne szare dni mijają. Strasznie długo zwlekałam z powrotem  do tamtej rzeczywistości. Robert długo mnie przekonywał, że powinnam spróbować ale ja wolałam uniknąć tego wszystkiego. Jednak kiedy dałam się przekonać poczułam....że nie było warto.
*** 
Był 7 listopada, jak zwykle padało. Wstając z łóżka poczułam ból w klatce piersiowej. W końcu dzień pojawienia się dziecka zbliżał się. Usiadłam na krześle z kubkiem herbaty i otworzyłam okno. Na twarzy poczułam powiew zimnego powietrza, spowodowany kroplami deszczu na dłoniach. Poczułam się orzeźwiona jak najdłuższym prysznicem. 
-Może nie powinnaś tam jednak jechać. - poczułam dotyk Mata na ramieniu.
-Dlaczego wszyscy tak uważają? Mat, chciałabym wziąć w końcu swoje wszystkie rzeczy z tego domu. Uwierz dawno tam nie byłam, a jednak nadal nie mam odwagi. Muszę to kiedyś zrobić. - odpowiedziałam i wstałam - Idę wziąć prysznic, jakbyś  mógł to...
-Nadal uważam, że to niebezpieczne. Ten dom stoi na ruinach. Strych się zapada, a z dachu przecieka woda. Alice to w twoim stanie jest niebezpieczne! 
Naprawdę nie miałam ochoty tego słuchać. Ciągle tylko każdy mi mówił, że to niebezpieczne. Ciekawa jestem czy gdyby oni mieli szansę poznać swoją rodzinę od tej prawdziwej strony, czy skorzystaliby?
Na początku wzięłam zimny prysznic. Chciałam zapomnieć o tym wszystkim co stało się w kuchni ostatniego wieczoru. O mojej kłótni z Nicole i Mary. Jednak to nie takie proste. Umyłam włosy i wyszłam na ciemnogranatową matę. Przetarłam lustro mokrą dłonią. Jednak w lustrze nie pokazało się to czego oczekiwałam. Chciałam w nim zobaczyć siebie, dziewczynę taką jak dawniej. Uśmiechniętą, cieszącą się życiem. A co zobaczyłam? Załzawione od bólu oczy, przemęczoną twarz i sine usta. Taki był urok nieśmiertelności - pomyślałam i od razu wzięłam się za siebie. 
Kiedy byłam już gotowa, zawinięta w ręcznik weszłam do niewielkiej garderoby. Zarzuciłam na siebie dużą bawełnianą bluzę i szare rurki. 
-Jestem gotowa...- powiedziałam do siebie i zaraz poczułam jak delikatny podmuch dotyka moich włosów. Nagle odczułam strach, to było dziwne ponieważ w garderobie drzwi były zamknięte a okien nie miałam. Pewnie histeryzuję. Wzięłam głęboki oddech i złapałam za kurtkę i klucze do samochodu. 
- Posiedzę w samochodzie, poczekam na ciebie, albo pójdę z tobą. - powiedział odruchowo Mat dopijając kawę i ubierając skórzany płaszcz. 
Po 25 minutach drogi byliśmy już na miejscu. Dom wyglądał jak istna ruina. Przy bramce w trawniku wbita była tabliczka z napisem "Do sprzedania". Nikt jednak nie odważyłby się do kupna takiego domu. Ściany były lekko zdarte, a ostatnie krople farby spływały wraz z deszczem. Na werandzie stała stara huśtawka i dwie doniczki z ziemią. Drzwi nie było, a okna na piętrze były rozbite. Strach ogarniał człowieka jak tylko patrzyło się na ten dom. Złapałam Mata za rękę. Bałam się tam sama wejść. Bałam się nie tego CO mogę tam zobaczyć, lecz KOGO... 
Weszliśmy do środka, gdzie panował nadmierny bałagan. Aż brak słów żeby opisać taki nie ład i nie porządek. Na podłodze w kuchni leżała klepsydra "Ś.P. Anna ......" od razu kiedy ją zobaczyłam zrobiło mi się słabo. Dobrze, że on był ze mną. Wyszliśmy na górę i otworzyliśmy mój stary pokój. Powietrze w nim było wilgotne  i zimne. Mat podał mi kilka pudeł i zaczęliśmy pakowanie. Stare ubrania postanowiłam zostawić. Nigdy bym nie ubrała nic z tego domu. Spakowałam stare zdjęcia, na których byłam ja z tatą i mamą. Jeszcze przed ich rozwodem. Szczęśliwa, uśmiechnięta rodzina po narodzinach mojego brata. Strasznie za tym tęsknię. Spakowałam figurki słoni i różnych wieży, które dostawałam od babci. Wzięłam książki zeszyty, stare atlasy. Wszystko co chciałabym zatrzymać. Kiedy pakowałam je do pudła przypomniało mi się jak w 5 klasie podstawówki pisałam pamiętnik, zawsze chowałam go w otworze ścianie za łóżkiem. Jego też chciałam zabrać. Kiedy miałam już wszystko co potrzebne postanowiłam wejść do pokoju mamy. Panował w nim niesamowity porządek, popatrzyłam na Mata. On też był zdziwiony wyglądem pokoju. Złapałam go mocniej za rękę. 
- Dlaczego? ....- zapytałam, kiedy drzwi zatrzasnęły się a w pokoju zaczęło strasznie wiać. Porozrzucane były wszystkie rzeczy....Mat złapał się komody i powiedział 
- Nie puszczaj...
Jednak wiatr był silniejszy i już po chwili poczułam, że uderzam głową w żyrandol. 
-Popatrz! - zdołałam powiedzieć zanim straciłam przytomność. 
***
Obudziłam się w szpitalu z silnym bólem głowy. Wokół mnie było pełno krwi, a obok biegali lekarze. Byłam zbyt słaba żeby zrozumieć co się dzieje. Za szybą po lewej stronie zauważyłam Mata, a za nim....Mama? Trzymała go za ramie, a on. Jakby ją ignorował, albo po prostu nie widział. Miałam już dość. Czułam jak co sekundę opadam z sił a światło nad łóżkiem nasilało się. Powoli zasypiałam. 


2 komentarze:

  1. Módl się, żeby kolejny był szybciej haha xd Chcę wiedzieć co dalej *U*

    OdpowiedzUsuń
  2. heheh :D jak dam radę to będzie ;))

    OdpowiedzUsuń

Fani