Rozdział 2 cały


Alice  nie może przestać myśleć o Robercie. Niby zachował się jak przyjaciel i nawet ją obronił, ale nie może przestać myśleć o tym jak potraktowała ją Monica. Nigdy jej nie lubiła. Zachowuje się jak dziecko ale to może i dobrze, bo Alice stara się o to aby Robert i Peter ją polubili. Kiedy Dziewczyna wróciła ze szkoły do domu Lisa od razu zauważyła, zmianę w zachowaniu Alice.

- Co się znowu stało Alice?- zapytała

- Masz w tym jakiś interes że ci powiem?- spytała Alice i jak zwykle nie poszła na górę, ale siadła przy stole i zakryła twarz rękami.

- Tak mam … powiedz w końcu co się z Tobą mała dzieje? – spytała

- Chcesz wiedzieć co się dzieje? – ciągnęła Alice – Powiem ci co się dzieje nie jestem małą dziewczynką, nie chce twojej pomocy i nie powinnaś się wtrącać w nie swoje sprawy

- Skoro tak, nie musisz jeść z nami obiadu. – powiedziała ciotka mieszając zupę

- Z wami ? To znaczy z kim ? Carol i ja nigdy z Tobą nic nie jemy. Z nami to znaczy z kim ? – zapytała Alice

- Ne wtrącaj się w nie swoje sprawy. A teraz idź na górę, umyj ręce, a ja zaraz przyniosę Ci obiad. Idź już.- powiedziała Ciotka

Alice poczuła się strasznie. Nie wiedziała jak ma postąpić. To był pierwszy raz jak ktoś ją zignorował. Ale mimo wszystko poszła do siebie włączyła na max muzykę i przebrała lekko brudnawy dres. Spięła sobie w koka ułożone włosy. I położyła się na łóżku. Zasnęła, ale po godzinie się obudziła i właśnie w tym momencie weszła do pokoju ciotka. Oczywiście pierwsze co zrobiła to ściszyła muzykę, a potem postawiła obiad i powiedziała :

-  Jak zjesz to znieś na dół talerze.

- Możesz sobie pomarzyć !  - powiedziała Alice, żeby ciotka wiedziała, że nawet po głupiej odzywce nie straciła złego wpływu

Usiadła do obiadu. Zaczęła jeść, lec po pięciu minutach bawiła się widelcem. I zrozumiała że nie jest głodna. Zeszła na dół i słyszała jakieś głosy:

- Powiem jej Miss, jak przyjdzie odpowiednia chwila. Na razie to nie jest dobry pomysł. – powiedziała Lisa

- Mówię ci ja pójdę teraz do niej i jej to powiem – powiedziała Miss

- Nie! Ma dzisiaj wyjątkowo zły humor. Ciągle do mnie pyskuje i ma głupie odzywki. – odpowiedziała

- To nie zmienia faktu, że jest dzieckiem i powinna wiedzieć – odpowiedziała Miss i ruszyła w stronę schodów, ale po chwili zauważyła, że Alice jest już prawie na dole.

- Cześć Kochanie – powiedziała matka

- Zgrywaj kochaną matkę i wal się z kochankami – opryskliwie powiedziała

- Mam złe wieści Alice – powiedziała Miss

Alice wiedziała że  to będzie straszne więc weszła na pierwszy stopień  i udawała, że słucha.

- Dick, to znaczy twój ojciec. Nie żyje. – powiedziała ciotka

Alice wstała ze schodów. Podeszła do wieszaka, ubrała szybko kurtkę i wybiegła z domu. Przez cały czas w myślach mówiła sobie Nie! Nie! Nie! Ojciec żyje.! Nikt wtedy nie mógł się z nią porozumiewać. Dziewczyna od razu poszła do lasu usiadła na pniu i zapaliła papierosa. Zawsze kiedy czuje się źle pali papierosa lub bierze prochy.

- Znów pani ucieka od świata? – zapytał jakiś chłopak z oddali

- Sorry a my się znamy ? – powiedziała Alice

- Nie wiem, ale jestem Mat, a Panna jak się domyślam Alice ? – powiedział Mat

- Mat ? Myślałam że się obraziłeś na wieki ?- powiedziała Alice i mocno przytuliła go do siebie

- Na Ciebie? Nie no jasne, że nie, a to prawda o Twoim ojcu ? – zapytał

- Tak, ale to tylko dlatego tutaj przyszedłeś ? – zapytała

- Nigdy! Przyszedłem bo się za Tobą stęskniłem i za Twoimi głupimi odzywkami! – powiedział i zaśmiał się szyderczo

Alice opowiedziała mu wszystko, z wyjątkiem jednego tego, że poznała Roberta i Petera, bo o Monic na pewno mu nie powie. Mat wysłuchał jej uważnie a potem powiedział :

- Wiesz … nie mogę tego ukrywać

- Ale czego nie możesz ukrywać? – spytała

- Bo… ja Cię kocham, będę kochał i kochałem! Zawsze! – powiedział Mat – Nie mogę przestać o Tobie myśleć

- Mat, miło to słyszeć, ale ja nie odwzajemniam Twojej miłości. Nie przeproszę Cię za to, bo serce nie sługa i w ogóle  nie mam za co ! – powiedziała

- Nie masz za co ? Taka będzie Twoja wymówka? Jak zwykle Jony miał racje nie powinienem był Ci tego mówić – powiedział Mat i ruszył w stronę domu

- Ale będziemy przyjaciółmi .? – zapytała Alice

- Nie odzywaj się nigdy już do mnie  ! – odpowiedział Mat

Alice dopiero wtedy zrozumiała, że jej życie skazane jest na ciągłe niepowodzenie. Ojciec, ciotka, Carol, Mat , Monic i Robert. To była chyba jakaś klątwa. Z którą nie może się pogodzić. Po spotkaniu z Matem dziewczyna poszła na most z pomysłem aby z niego skoczyć na lód i tyle. Koniec jej marnego żywota. Ale na moście przypomniała sobie, że aby w  życiu coś osiągnąć nie można się poddawać. Tak też zrobiła. Wróciła do domu, przebrała się w piżamy i poszła spać.
Przez trzy dni Alice nie chodziła do szkoły nie była nawet pewna czy kiedyś tam wróci. Była na skraju przepaści, a jej dotąd najlepszy przyjaciel nawet do niej nie zadzwonił. Czuła się fatalnie, widać to nie tylko było po zachowaniu ale i wyglądzie. Przez ten cały czas miała poplątane włosy i chodziła w starej koszulce i rozciągniętych dresach. Kiedy w końcu przyszedł ten czas, że Miss ze swoimi rzeczami jechała busem do ojca Alice wyszła na dwór z papierosem, gdyż musiała zagłuszyć swoje myśli. Akurat wtedy pod domem zjawiła się ciotka Lisa

- Alice? To ty ? – zapytała niedowierzając

- Tak a co ? – odpowiedziała pytaniem i puściła parę dymu z ust

- Nigdy nie sądziłam, że mała Al. Będzie kiedyś paliła! – powiedziała – Zawsze byłaś miła i życzliwa na ból innych, a teraz matka mówiła mi że są z Tobą same kłopoty.

- Tak to może i po części prawda ale nie długo się stąd wyprowadzam – oznajmiła- czekałam, aż tata powie mi że jestem dla niego najważniejsza ale to nigdy nie nadejdzie więc chyba stąd wyjadę, a teraz sorry muszę iść się przebrać bo brakuje mi już prochów. A właśnie uważaj na młodego ciągle mi je kradnie

Alice ciągle udawała twardą i nie złomną dziewczynę, która w życiu nie płakała i ćpa bez końca. Ale tak naprawdę nie była taka, może i lubiła palić papierosy, była nie miła i wulgarna ale to prawdziwa ona. Po kilku minutach Alice odbiera telefon :

- Halo? –zapytała Alice

- Hej, tu Bryan. Gdzie jesteś czekamy na Ciebie przez godzinę.? – zapytał

- Eh… zapomniałam i kłopoty rodzinne mam, ale brakuje mi prochów załatw mi 5 kartonów zapłacę  za nie jak będę miała kasę ok? – zapytała Alice

- Dziewczyno wisisz mi już 500 zł, ja ci na pewno nie załatwię wiesz ile to kasy 5 kartonów… całe 1000 zł… ale no Ama ma jeszcze dwa za darmo jak chcesz ona nie ćpa ? – odpowiedział

- No dobra, może mi wystarczy, podrzuć mi do domu o 19 na razie – powiedziała

Po czym odłożyła słuchawkę, ubrała kurtkę i wyszła na spacer. Miała dużo spraw na głowie. Nie miała ochoty teraz siedzieć w domu i pomagać ciotce się rozpakowywać, bo z tego co wie to jej brat też wyszedł tylko że on do znajomych, a  Alice sama do samotności. Przez dwadzieścia minut bezsensu błąkała się po mieście po czym poszła do lasu na pień. Usiadła, wyjęła kartkę i zaczęła pisać :

„Życie jest do bani. Nie mam przyjaciół, jestem Alice. Życie jest do bani. Nie mam przyjaciół, jestem Alice”  i pisała tak ze sto razy to samo, aż jej miejsca zabrakło. Wyjęła z kieszeni papierosy i zaczęła palić jeden za drugim. Spaliła chyba, aż 20 papierosów. Po czym straciła przytomność.

Kiedy się obudziła leżała w jakimś nie znanym domu, a nad nią stało dwóch chłopaków i jedna dziewczyna.  Alice chciała uciekać ale nie miała siły. Zobaczyła w oddali telewizor w którym leciał kanał informacyjny i Człowiek o imieniu Stefan zaczął mówić :

„ W okolicach lasu w Foks wybuchł pożar, został on wzniecony przez papieros. Nikt nikogo nie widział ani nic nie słyszał”

Słysząc to wstała z kanapy i rozejrzała się dookoła. Dom w którym się znajdowała był cały ponury i szary. Na stole paliły się świece a w rogu pokoju stał komin. Dziewczyna która stała nad nią spostrzegła strach Alice i zaczęła mówić:

- To ty wznieciłaś ten pożar. Ale nie poznawajmy się w niemiłej atmosferze. Jestem Monic, a to mój jeden brat Robert, i drugi Peter. Peter ma 17 lat ja też a Robert ma 19.- powiedziała nieznajoma

- yyy … Ja jestem … Alice i mam 17 lat. – powiedziała dziewczyna powoli przypominając sobie wszystko

- Piękne imię Alice… - powiedział Robert

Alice wstała i udała się w kierunku drzwi, po czym Monic kiwnęła głową do Petera, a on z nikąd stanął przed Alice. Dziewczyna była przerażona. Nie wiedziała co się stało tylko powiedziała że musi iść do domu już. Monic widząc, że jej brat Peter nie chce jej wypuścić postanowiła zaproponować odwiezienie do domu. Alice zgodziła się gdyż była zima, a ona wcale się ciepło nie ubrała. Podczas drogi do domu, Alice uchyliła szybę i wyciągnęła z kieszeni papierosa.

- Widzę, że lubisz palić? – zapytała Monic

- A co przeszkadza ci coś? – powiedziała z ironią Alice

- Nie jesteś miłą osobą, ale ja też nie więc walnę prosto z mostu tutaj szajbusko się nie pali – odpowiedziała

- Złośnice  nie lubią  złośnic więc się odwal . – oznajmiła Alice nie zwracając uwagi na to że nie można w aucie palić

Monic widząc, że Alice nie ma zamiaru podziękować za pomoc zatrzymała się koło lasu, który się palił i wyrzuciła ją z Samochodu. Alice widząc złą naturę Monice postanowiła zejść jej z drogi i iść pieszo do domu. Po godzinie dotarła domu. Poszła na górę umyła się, bo miała kolejny plan do zrealizowania. Chciała iść do szkoły sprawdzić, czy aby Monic i jej bracia tam nie będą. Po umyciu się dziewczyna zeszła na dół sprawdzić czy jest już jej opiekunka z  zakupami, lecz zamiast Lisy zobaczyła tam Carola i jego dziewczynę wymykających się tylnymi drzwiami.

- Co wy wyprawiacie? – zapytała

- Nie obchodzi cię za dużo rzeczy siostra ? – zapytał Carol po czym wyszedł

- Wynoś się i nie wracaj – krzyczała Alice

Dziewczyna miała ochotę na papierosa. Wyszła na altankę usiadła na ławce i wyjęła z kieszeni ostatniego papierosa. Zapaliła go i w oddali zobaczyła ciocię Lisy. Udając zdziwienie na widok  ciotki skończyła palić papierosa i weszła do domu. Ciągle myślała o tym Robercie i Peterze. Nie widziała ich jeszcze nigdy w miasteczku, a może są nowi. Zaczęło ją to zastanawiać. Robert wydał się jej dość interesujący, ale Peter też był fajny. Ale przecież ona Alice nie może się zakochać. To by zniszczyło jej reputacje. Nie miała pojęcia co zrobić. Po chwili zadzwonił dzwonek, w drzwiach stał Robert.

- Cześć, my się chyba tak troszkę znamy jestem Robert.- powiedział

- Tak wiem. A coś się stało ? – zapytała bez namysłu

- Zostawiłaś u nas telefon. A w nim znalazłem gdzie mieszkasz i przyszedłem ci go oddać. – powiedział, a za nim zobaczyłam Petera

- A ty .? Peter jak dobrze pamiętam, eskortujesz go? – zapytała Alice

- Nie, po prostu chciałem Cię przeprosić – powiedział – za to moje zachowanie i że nie chciałem cię wypuścić z domu.

- To może wejdziecie napijecie się czegoś? – zaproponowała

-  Jasne, ale może nie dzisiaj. Nie mam ochoty, ale dzięki – odpowiedział Peter po czym pociągną Roberta za ramie.

Dziewczyna poczuła się dziwnie po tej, krótkiej rozmowie. Tak naprawdę miała nadzieje, że jej odmówią. Nie chciała mieć żadnych gości, był już wieczór a ona miała masę rzeczy do porozmyślania. Żeby zabić czas poszła do swojego pokoju, żeby zagrać sobie na gitarze, to pomagało jej się skupić i chwilowo wyciszyć. Po ostatnich wydarzeniach było jej to bardzo potrzebne. W czasie grania myślała o Macie, nie wiedziała co się z nim, dzieje więc po ukończonej grze postanowiła do niego zadzwonić i powiedzieć, mu że zna prawdę o kradzieży. Lecz kiedy wybrała numer nie wie czy to serce czy rozum kazał się rozłączyć. Może po prostu nie była gotowa na rozmowę z chłopakiem, który przed tydzień temu był dla niej najlepszym przyjacielem. Ciągle przychodziło jej do głowy żeby zażyć dużą  ilość tabletek popić alkoholem i rzucić się z mostu, Ale wie że aby było lepiej nie należy się poddawać. Tyle, że Mat to jedyny człowiek, który miał z nią o czym gadać. Jeżeli dało by się cofnąć czas  i spowodować, aby Mat o tym zapomniał.

- Zejdziesz na kolację? – spytała Lisa

- Wyjdź ! Idź stąd! – wykrzyknęła Alice

Nie miała ochoty siedzieć razem  z Lisą na dole i słuchać jak opowiada jej o swoim spędzonym dniu. Alice nie lubi pomagać innym ani wysłuchiwać ich narzekań.

Następnego dnia rano Alice wstała umyła się, ubrała i zeszła na dół.

- Idę do szkoły… nie czekaj na mnie z obiadem – oznajmiła jej Alice

- A kiedy wrócisz? – spytała

- Nie pytaj bo cię to nie powinno obchodzić – powiedziała Alice i wzięła ze stołu jabłko

Kiedy dojechała już autobusem przed szkołę, w oddali zobaczyła jak z samochodu wysiada Robert i Monica. Nie miała ochoty podchodzić do osoby obok której stała wariatka. Zaraz po pierwszym spotkaniu Alice odczuła, że Monica nie będzie jej pokrewną duszą. Więc nawet się nie wysiliła, żeby ją polubić.  Dziewczyna nie mogła się skupić na lekcjach. Myśl  o Macie, który siedzi obok ją rozpraszała na wszystkie strony. Na stołówce kiedy Alice niosła swoje jedzenie, Monice potknęła się i wyrzuciła całe jedzenie na Alice.

- Jak łazisz ofermo ?  - zapytała Monic i pchnęła Alice

- Odwal się – powiedziała Siedemnastolatka i zaczęła strzepywać z bluzy jogurt i bułkę z serem.

Kiedy Monice wkurzona, że jej obiad leży na podłodze chciała walnąć Alice, Robert odepchną Monice tak mocno, że lekko rozwaliła ścianę.

- Chodź Alice zanim się ona bardziej na mnie wkurzy.- powiedział Robert

Poszedł z Alce do toalety i tam, z lekkością zmył z bluzy jogurt  i ślad po bułce.

- Jesteś miły, a ja  nie koniecznie więc trzymacie się ode mnie  z daleka. – odpowiedziała Alice

Po czym wybiegła z łazienki. Nie miała ochoty dziękować Robertowi za pomoc, nie była ona zbyt konieczna. I w ogóle nie chciała już z nim rozmawiać.

*****
Sorry, że tak dużo ale nie wiem czy w tygodniu będę mia ła czas żeby coś dodać... xD

1 komentarz:

  1. Długość jest ok, podoba mi się motyw i ogólnie cała akcja. Ciekawie się prezentuje. Ładnie ci to idzie... Mam nadzieję, że jednak dodasz coś w tygodniu. Możesz liczyć na mojego blogrolla ;d

    OdpowiedzUsuń

Fani